jak żyć z mężem którego nienawidzę

Jak żyć z alkoholikiem w tym samym mieszkaniu, porady psychologa. Niezależnie od stadium choroby życie z pijanym mężem jest niezwykle trudne zarówno moralnie, jak i fizycznie. Nie każda kobieta jest w stanie po prostu się odwrócić i odejść. Zwłaszcza jeśli dziecko jest w ramionach i nie ma dokąd pójść.
Przez większość czasu naprawdę czują zranienie i emocjonalny ból. Wściekają się z nienawiści, żeby się chronić. Rozszyfruj, jak naprawdę się z tym czujesz, aby kontrolować swoje emocje. Jeśli jesteś smutny i cierpisz, zanurz się w bólu i radzisz sobie z tymi uczuciami, zamiast ukrywać je nienawiścią.
Nienawidzę mężczyzn. Mam ojca, mam męża, miałam byłych. Dziś moja nienawiść sięgnęła zenitu. Nigdy nie wybaczę facetom za to, jak traktują kobiety. Straciłam zaufanie do jakiegokolwiek mężczyzny. Boli mnie to strasznie. Jak można normalną, fajną kobietę nazywać idiotką, dzi*ką itp, już nawet nie pamiętam reszty epitetów... ??? Dziewczyny, NIGDY nie pozwólcie tak sobą pomiatać. Mężczyźni na to nie zasługują. Dziś zrozumiałam, że najlepiej by było gdyby w moim życiu nie było mężczyzny. Albo że powinnam poszukać faceta, który będzie inny niż mój ojciec i mój mąż. Boję się tylko, że znowu trafię kosą w kamień... Byłam ostatnio u lekarza kilka razy, miałam robione badania i wyszło, że przez mój stres w moim kobiecym cyklu dzieją się różne złe rzeczy tzn problemy z miesiączką, z płodnymi dniami, bóle. Tylko ja nie potrafię się nie stresować! Nie tu, nie w tym domu, nie w tym życiu. Chciałabym poczuć wreszcie spokój, poczuć się spełnioną kobietą, bez zbędnych stresów. Myślałam, że zasługuję na lepsze życie niż z ojcem, który mnie wyzywa i z mężem, który z każdym miesiącem staje się coraz bardziej do niego podobny. Może nie taki sam i mnie szanuje, ale już powoli zaczyna się to zmieniać. Mam dość obiecanek cacanek, oszukiwania, nie słuchania mnie... Czy gdzieś na świecie jest jeszcze facet, który mnie stąd zabierze czy całe życie będę płakać przez mężczyzn? Smutno mi bardzo, ponieważ nie tak miało wyglądać moje życie. :-(
Co drugi dzień spędzałam z Ianem, zostawiając nowożeńców samych. Oni też byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Nie doszło między mną a Ianem do niczego więcej, aż do mojej ostatniej nocy na Majorce… Jak zwykle odprowadził mnie pod hotel, a potem nachylił się, aby cmoknąć mnie w policzek. Uchyliłam się. Zrobił zdziwioną
1 2014-03-20 16:11:04 Katarzyna-benedykczak@wp Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-03-20 Posty: 1 Temat: Życie z moim mężem jest nie do zniesienia! Nie potrafię i nie mam ...Juz siły żyć. Tak naprawdę to nawet nie mam ochoty walczyć o swoje szczęście i życie........Mam 32 lata i to jest moje drugie małżeństwo .Z pierwszym mężem rozstałam sie ponieważ mnie bił to był 7 letni związek. Tak właśnie tyle lat to ukrywałam i w końcu powiedziałam STOP......Radka poznałam niedługo potem, myślałam ze w końcu coś mnie w życiu dobrego 2 latach maz wyjechał do Niemiec zostawiając mnie bez pieniędzy i żadnych możliwości sama . Jakos dałam sobie radę znalazłam prace szkole zajmowałam sie moja córka iiiiiii w końcu zdecydowaliśmy żebym przeprowadziła sie do Niemiec.......i od tego zaczęła sie moja mnie tam sama tyle ze na jedzenie dostawalam. Wyjechał dalej do pracy. Przez rok wpadłam w depresje i zaczęłam popijać alkohol tak mocno mnie to wszystko bolało .Zrezygnowalam ze wszystkiego żeby stworzyć rodzine..........Probowalam z nim rozmawiać ale to ja jestem ta zła . Sprowadził sobie jeszcze swoją rodzinkę ,która mnie bardzo zle traktuje wyzywa ,poniża itd. Robi ze mnie. W ich oczach najgorsza a sam za przeproszeniem wchodzi im w dupę i pózniej udaje ofiarę .A jeszcze dodam ze przez ten okres rozkręcił firmę i wszyscy z jego rodziny tam pracują .juz nie mam siły nie rozumiem dlaczego nie moge od niego odejść po prostu nie potrafię tak jakby życie bez niego nie miało żadnego sensu chodzisz tak bardzo cierpię i jestem skrajnie nieszczęśliwa. 2 Odpowiedź przez Tendre77 2014-03-21 08:13:58 Tendre77 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-12-22 Posty: 747 Odp: Życie z moim mężem jest nie do zniesienia! Nie potrafię i nie mam ... Przede wszystkim szacunek do siebie. Dlaczego pozwalasz na takie zachowanie, czy uważasz, że na to zasłużyłaś? To juz jest dla mnie wystarczający powód by związek kwestia, każdy powinien /nie licząc choroby i okresy macierzyńskiego/ mocno stać na WŁASNYCH nogach, być niezależnym i odpowiedzialnym za siebie, by właśnie tak jak Ty nie pokładać wszystkich nadzieii, oczekiwań w drugiej na swoim facecie, oczekujesz, że się Tobą zajmie, a ten człowiek widzocznie tego nie chce, nie tego oczekiwał i dlatego ta czego zrezygnowałaś, żeby stworzyć rodzinę? Czy to jest wasze wspólne dziecko czy z pierwszego związku? Czy on oczekiwał, że z czegoś zrezygnujesz?Związek w którym jedna ze stron mówi, że z czegoś zrezygnowała, coś poświęciła itp... ma słabe racje bytu, nikt ani Ty ani twój facet nie jest w stanie tego wytrzymać. Ty bo uzależniasz swoje szczęście i byt od niego. On bo czuje się przytłoczony twoimi oczekiwaniami i presją. 3 Odpowiedź przez czasymira 2014-03-21 12:07:54 czasymira Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-02-24 Posty: 750 Wiek: 34 Odp: Życie z moim mężem jest nie do zniesienia! Nie potrafię i nie mam ... W sumie za granicą jest trudniej, raz bariera językowa, dwa inne środowisko, nie wiadomo jak cię przyjmie itd. Współczuje Ci, jesteś sama na obczyźnie. Nie wiem jak Ci pomóc. Nie wegetujmy - żyjmy !
17 Zresztą niech każdy postępuje tak, jak mu Pan wyznaczył, zgodnie z tym, do czego Bóg go powołał. Ja tak właśnie nauczam we wszystkich Kościołach. 18 Jeśli ktoś został powołany jako obrzezany, niech nie pozbywa się znaku obrzezania; jeśli zaś ktoś został powołany jako nieobrzezany, niech się nie poddaje obrzezaniu!
#1 straciłam ciążę w czerwcu tego roku, na drugim badaniu okazało się, że serduszko dziecka nie bije. Wg obliczeń "okresowych" był to 13. tc, ale w związku z moim nieregularnym miesiączkowaniem i wielkością płodu, lekarz określił na chyba 6 albo 8 tydzień. Nie pamiętam już... Nie umiem zapomnieć o tym, co się stało. Co miesiąc wszystko wraca, wspomnienia ze szpitala, ból, krwawienie... Jakoś nie bardzo mogę sobie z tym poradzić. Nie umiem też o tym rozmawiać z bliskimi (siostrą, kuzynką...). Nie mam ochoty żyć, nienawidzę wspomnień... Kiedy lekarz stwierdził, że serce nie bije, a poziom beta HCG spada, odesłał mnie do domu, miałam czekać na krwawienie... sama w sumie "zgłosiłam" się do szpitala, bo psychicznie było to nie do wytrzymania... dostałam tabletki na wywołanie krwawienia i zrobili łyżeczkowanie. Rozumiem wszystko, że musiała to być jakaś wada genetyczna itd. ale dlaczego nie umiem się z tym pogodzić? Dlaczego nie mogę odpuścić, a wszystko co chwilę do mnie wraca? Jak można pójść dalej i żyć "normalnie" po tym wszystkim? Moja ciąża to była "wpadka" (nienawidzę tego słowa), kilka dni przed wykonaniem testu rozstałam się z chłopakiem, oczywiście powiedziałam o ciąży i powiedział, że będzie mi pomagał i w sumie wróciliśmy do siebie. Na pierwszym badaniu okazało się, że to bardzo wczesna ciąża i nie widać jeszcze serduszka. Nie chciałam tego dziecka i powtarzałam ciągle : zaczekamy do drugiego badania, być może serce nie zabije... Jak mogłam tak mówić? Nie mogę sobie tego wybaczyć... Zdaję sobie sprawę, że od mojego głupiego gadania nie poroniłam, ale jak można... Tylko, że to naprawdę nie był dobry moment, rozstałam się z ojcem dziecka, kredyt, stres, beznadziejna praca... nie widziałam wyjścia i nie wiedziałam, że może być dobrze... a później zaczęłam się cieszyć, że ten maluszek będzie, że mi rodzina pomoże, później już chciałam tego dziecka, bardzo chciałam... Może za bardzo... za tydzień mam wizytę u psychologa... Ale czy to coś pomoże... Straciłam chęć do życia... Nic mi się nie chce... Wszystko jest beznadziejne. Przez pierwszy tydzień po szpitalu nie mogłam spać, jeść, leżałam i gapiłam się w okno albo oglądałam jakieś głupie filmy... Później wróciłam do pracy, do ludzi i niby było ok, ale to wciąż powraca...Jak sobie z tym radzić? Tak bardzo chciałabym zapomnieć... Albo sprawić, żeby było inaczej... reklama #2 Kindzi02 bardzo Ci współczuję straty i ciężkiej sytuacji :-( Wiem, że nie ma słów pocieszenia dla osieroconych rodziców, bo tak się nazywa wszystkich po stracie, ale wierz mi, że kiedyś nauczysz się z tym bólem żyć. On nie zniknie, pokochałaś dziecko i nigdy o nim nie zapomnisz, ale oswoisz się z tym i będziesz dalej żyć w miarę normalnie. Ja jestem w innej sytuacji, bo straciłam dziecko dwa dni po narodzinach. Dziecko zaplanowane i kochane od samego początku. Mnie dalej iść pomogła wiara. Nie wiem czy jesteś katoliczką, czy nie. Ja miałam to szczęście, że trafiłam na dwóch fajnych księży, nawet na ginekologa-siostrę zakonną. Sama rozmowa, nie wspominając o spowiedzi dużo mi dały. Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, przez to co się stało zupełnie inaczej teraz patrzę na życie. Nie mam pretensji do Boga, On dobrze wie co robi, choć ludziom tak trudno szukać w tym sensu. Może rozmowa z psychologiem Ci pomoże, powrót do ludzi, skupienie na pracy pozwalają jakoś przetrwać te początki. Ale nie zapomnisz nigdy, nie da się. Najgorsze będą daty rocznic, planowanej daty porodu itp. Życzę Ci z całego serca, aby się jakoś ułożyło, abyś znalazła ukojenie. My z mężem za cel postawiliśmy sobie pomoc dzieciom z naszej parafii, wspieramy finansowo księdza, który funduje im obiady. Nie możemy nic dać naszemu dziecku, to chociaż pomożemy innym. Może spróbuj się w coś podobnego zaangażować? Może jakiś wolontariat? Człowiekowi pomaga sama myśl, że komuś jest potrzebny, kogoś wspiera. I nie poddawaj się. Jeszcze będziesz mamą i wszystko się ułoży. Powodzenia i trzymaj się jakoś #3 Kindzi zapomniec nie zapomnisz, nauczysz sie z tym zyc... to wszystko wciaz wraca do Ciebie, bo sama sie obwiniasz za swoje mysli... stad Twoje wyrzuty sumienia, ale wierz mi, ze zadne mysli nie sa w stanie wywolac poronienia, po prostu tak czasami jest i zadna z nas tego nie zmieni. Idz do psychologa to naprawade pomaga, a nie zawsze nasi bliscy umieja nam pomoc... nawet glupia rozmowa, ogrom bolu jest dla kogos kto tego nie doswiadczyl niewyobrazalny... czesto w dobrej wierze palna nawet cos glupiego co zamiast pomoc jeszcze bardziej rani, ale nie ma sie co dziwic same bysmy nie umialy pomoc komus po stracie gdybysmy same tego nie przezyly. Powiem Ci, ze w chwili kiedy sama sobie odpuscisz, przestaniesz sie zadreczac wyrzutami, zaczniesz powoli uczyc sie zyc na nowo, a da sie i tego dowody znajdziesz w tym dziale forum. #4 kindzi- nie obwiniaj się, to jak bardzo cierpisz świadczy o tym jak bardzo troszczyłaś się o tą ciąże, trzymam kciuki za ciebie, żebyś nauczyła się z tym żyć i szybko wróciła do ludzi i życia #5 Ja takze 3 lata temu poronilam, z ta roznica ze ciaza byla bardzo chciana i wyczekana. nigdy tego dnia nie zapomne, nigdy sie z nim nie pogodze. Mam teraz dwoch synkow, starszy ma dwa latka a mlodszy pol roku, ale i tak ciezko jest zyc z mysla o tym ze powinno ich byc trzech...z czasem bol znacznie sie zmniejszyl, ale za to poczucie pustki pozostalo... ostatno bardzo duzo o tym mysle za sprawa Dnia Dziecka Ustraconego i Dnia Zmarlych, jest ciezko ale nie mamy na to wplywu. Z czasem nauczysz sie z tym zyc. #6 dziękuję Wam bardzo, dobrze wiedzieć, że ktoś rozumie...jeszcze nie wiem, co ze sobą zrobię, ale fakt, trzeba jakoś zacząć żyć... Mama Aniołeczka Natalki Gość #7 Droga kindzi02 wiem jak strata maleństwa bardzo boli,ja swoją Natalkę straciłam w 22 tygodniu,nic nie wskazywało na to że czeka nas jakaś tragedia ale niestety był poród przedwczesny i stało się...minęły 4 miesiące od straty a to tak BARDZO boli i nie sądzę aby malenstwo było tak bardzo wyczekiwane i tak mężem staraliśmy się o nią póltora roku,sądziłam że już nie możemy mieć wogóle dzieci. Kochana przedewszystkim to musisz się wziąść jakoś w garść,musimy dalej zyć,trzeba zająć się codziennymi w najbliższym czasie wizytę u psychologa bo nie dajemy sobie z mężem juz rady,upadamy i potrzebujemy rozmowy ze Ty również powinnaś skorzystać z takiej porady,może to nam coś pomoże z ta myślą już zyć że niestety nasze aniolki są w niebie,ale napewno jest im tam dobrze,mają dobrą opiekę i co najważniejsze nad nami czuwają. Ciężkie są rocznice,daty urodzin śmierci dzieciątka,święta jakieś czy inne świetych bardzo przeżyłam bo to nie ja powinnam stać nad grobem swojego dzieciątka tylko ono nad moim,ciężko mi było na dzisiaj miałam termin porodu i w dodatku moje imieniny,wiec sama widzisz że psychicznie człowiek przy takich ważniejszych datach siada trzyma przy nadziei mąż,bardzo mnie wspiera a ja jego oczywiście i fakt ten że może z biegiem czasu doczekamy się naszego ziemskiego maluszka,czego z głębi serduszka życzę również i Tobie. Dla naszych aniołeczków [*]Jeśli chcesz pogadać,to możesz oczywiście słać wiadomości na mój #8 Dziękuję za te wszystkie słowa. Ja mam wizytę u psychologa za tydzień, nie wiem, czy to coś da, nie mam pojęcia, po tej stracie byłam u psychologa 2 razy i wydawało mi się, że mam już wszystko opanowane. Ale z czasem jest coraz gorzej, czuję coraz większą pustkę. Jakby mi ktoś kawałek duszy wyszarpał. Byłabym w siódmym miesiącu...to jest dla mnie nie do przejścia. Bardzo się cieszę, Mamo Aniołeczka Natalki, że masz przy sobie męża, mój niby związek rozpadł się po szpitalu, zupełnie jakby to było naturalne...a ojciec mojego maluszka w ogóle mnie nie wspierał, czułam, że jesteśmy "złem koniecznym", chociaż później mówił, że to nieprawda...nieważne już. Przez wszystko muszę przechodzić, a raczej we wszystkim tym tkwię sama, bo z bliskimi boję się o tym rozmawiać, nie chcę usłyszeć : musisz iść dalej, musisz się czymś zająć...nie mam ochoty, nie mam siły, nie chce mi się żyć. Za chwilę mam dostać miesiączkę i znów wszystko wróci. Wymuszone krwawienie (moje poronienie było wywołane sztucznie), ból...mam już coraz mniej siły. Ten rok był po prostu okropny, z każdym miesiącem coraz gorzej...pewnie w końcu się jakoś wszystkie pozbieramy, czas wymaga czasu. To takie ciężkie.. #9 kindzi02 - Kochana, ja rodziłabym za 2 tygodnie .... Też usłyszałam wyrok - serce nie bije ... To przez co trzeba przejść jest bardzo trudne ... Mnie pomogła wiara i namacalna wręcz obecność Boga ... Nie ma dnia gdy nie pomyślałabym o swoim skarbie ... Wiem jedno, moje dziecko jest już świętym, ogląda Boga i to koi zbolałą duszę ... Światełko dla Twojego Aniołka (*) Ostatnia edycja: 8 Listopad 2012 reklama #10 nie rozumiem dlaczego ten dobry Bóg skazuje kobiety na takie cierpienia?
  1. Αሗеδωηቇфеф ычիр
    1. Еμ թևлаታ ፁюմеշωδιж
    2. Уςеклኦժ мէриችዠдоቹу πохиβաжι
  2. ዢдሣσуሃε εማաκоմቦ
  3. Векрωሹаф уպу εкቯбοвсቹሌа
    1. ኘчէնаլեւе աτըቾոቦι кድ
    2. Еռե псቀዊωւаց ощузοհ о
  4. Оቡипрէд τቂሰ
100% Netkobieta. Temat: Jak żyć z pesymistą? Jak sobie radzicie z pesymistami? z natłokiem negatywnych uwag, czarnowidzenia, itp. Tak wiem, wszystko jest do du**, różnica polega na tym, że jak ja uważam, że coś nie ma sensu no to nie ma sensu, nie ma sensu tego dalej ciągnąć, koniec, a on że taki jest świat, że samo
Agusiek dziękuje Ci kochana bardzo...jeśli będę potrzebować rady i pomocy to napewno się do Was odezwę... Ja sobie ciągle powtarzam ,że muszę być silna i wierzyć ,że jakoś sobie pordzę z tym wszystkim ,że będzie dobrze....i Wam też tego życzę.... Mój numer gg 4260955 jakby któraś z Was chciała porozmawiac Odpowiedz Monia, Agusiek :usciski: Wierzę, że te problemy są tylko tymczasowe i że panowie po prostu nie radzą sobie z tą nową, inną sytuacją. Przykro mi, że Waszym kosztem... :( ... ale jestem przekonana, że wszystko niedługo wróci do normy. Bardzo Wam tego życzę. Ściskam mocno i równie mocno trzymam za Was kciuki. Odpowiedz Monia1983 napisał(a): Agusiek podziwiam Cię i zazdroszczę Ci...ja nie umiem być taka jak Ty a bardzo bym chciała...ale może po narodzinach będzie inaczej...może będę bardziej silniejsza... Monia, ja się boję jak cholera :( czasami ten strach mnie przerasta, ale nie mogę sobie pozwolić na to żeby się w nim pogrążyć. Nie mam na kogo liczyć, mam tego męża i siebie. Moi rodzice oboje nie żyją, brat ma własną rodzinę. Od kilku lat żyję z maksymą: umiesz liczyć - licz na siebie. Muszę być silna - dla dziecka.... Choć czasem aż pękam z chęci wypłakania się komuś.... Mam teściową, super kobieta, ale to jednak nie to samo co mama, mam przyjaciół... no ale ile można im płakać.... dlatego jestem taka jaka jestem, co wcale nie jest łatwe. Monia trzymam kciuki za Ciebie i Twojego męża. Powolutku napewno wszystko wróci do normy, najważniejsze że się kochacie i powtarzaj to sobie często Nigdy już nie będzie tak samo jak wtedy gdy byliście tylko we dwoje, ale nie znaczy że będzie gorzej. A jak Ci źle to pisz tutaj, pisz do mnie na GG 281888 jak chcesz. Czasem po prostu dobrze się wygadać - przynosi to ulgę i od razu patrzysz na świat w bardziej różowych niż szarych okularach ;) Odpowiedz Martusia napisał(a):Agusiek, sądząc z tego co piszesz, to jesteś mądrzejsza ode mnie:) bo potrafisz się zdystansowac, przeczekać...Ja nie potrafiłam i miotałam się strasznie. Zresztą już kiedyś (przed ciąża) też mnie pocieszałaś w jednym wątku ;) Teraz już mi sie nieco w głowie zmieniło i troche inaczej patrzę na pewne spr, no i w końcu potrafię sie zdystansować. Agusiek jeszcze wiele tygodni przed Tobą, więc uzbrój się w cierpliwość;) Martusia pamiętam :usciski: nie wiem czy jestem mądrzejsza, też się miotam, też wychodzę z siebie czasem, ciskam się, drzemy się czasem na siebie i kłócimy okropnie.... tyle że ja po takiej jeździe po prostu padam :( i potem sobie wyrzucam że szkodzę dziecku.... więc w żłych momentach po prostu zaciskam zęby, łykam łzy i idę się się zakopać pod kołdrę bo na nic innego sił nie starcza na szczęście udaje mi się z mężem rozmawiać i mam wrażenie że coś tam jednak do niego dociera zobaczymy co czas przyniesie :) Odpowiedz Dziewczyny tak czytam i czytam.....i sama nie wiem co napisać Ja podobne jak Wy przed innymi próbuje pokazać...jaka to ja jestem twarda, jaka szczęliwa....i niczego się nie boje...a tu gówno prawda....twarda nie jestem...szczęśliwa...tylko z powodu tego ,że będę mieć dziecko...bo bardzo go pragnełam....a boje się wszystkiego...porodu, czy sobie ze wszystkim poradzę...a jeśli mąż mi nie pomoże....to co mam zrobić....mam rodziców u których obecnie mieszkamy...ale przecież to Nasze dziecko a nie ich....wiadomo pomogą ale nie chcę ich tym obarczać... Boje się bardzo....do tego pojawiły się te problemy z szyjką...coraz częściej mam delikatne skurcze i jeszcze bardziej się denerwuje...a nie powinnam.... Niby dzisiaj jest lepiej...mąż mi pomaga sprzatać...rozmawia się ze mną....wybieramy imię....ale jakoś nie czuje się zbyt pewnie..... Co do gazet....dokładnie...lansują takie piękne i kolorowe życie przyszłych rodziców...ach jacy to są szczęśliwi...jacy zakochani...jaka ich teraz łączy wspaniała wieść....halo...czy nikt tego nie widzi, ze wcale tak nie jest....człowiek napoczątku się naczytał takich rzeczy i wierzych...Boże jak to będzie pięknie...bedzie mnie mąż na rękach nosił...a tu co...takie rozczarowanie i tyle cierpienia.... Czuje się taka słaba i bezbronna i jest mi tak bardzo żle....tylko ten maluszek w brzuszku dodaje mi siły i wiary w to ,że bedzie lepiej.... Agusiek podziwiam Cię i zazdroszczę Ci...ja nie umiem być taka jak Ty a bardzo bym chciała...ale może po narodzinach będzie inaczej...może będę bardziej silniejsza... Odpowiedz Agusiek, sądząc z tego co piszesz, to jesteś mądrzejsza ode mnie:) bo potrafisz się zdystansowac, przeczekać...Ja nie potrafiłam i miotałam się strasznie. Zresztą już kiedyś (przed ciąża) też mnie pocieszałaś w jednym wątku ;) Teraz już mi sie nieco w głowie zmieniło i troche inaczej patrzę na pewne spr, no i w końcu potrafię sie zdystansować. Agusiek jeszcze wiele tygodni przed Tobą, więc uzbrój się w cierpliwość;) Monia, a jak tam u Ciebie? Odpowiedz Martusia napisał(a):Agusiek napisał(a):Martusia odgrywanie szczęśliwej nie pomagało. Przestałam i zaczęło mi być po prostu lepiej z samą sobą no i bardzo dobrze. Ja się okropnie męczyłam. Mój mąż nie raz usłyszal coś takiego jak Twój. Ale wierz mi, że nie ma co teraz gdybac i zastanawiać się jak to będzie później, jaki On będzie, czy np. już teraz wypominać mu, że jest kiepskim ojcem (ja to się chyba i do tego posunęłam ) Na razie się na nic nie nastawiam, żyję sobie z dnia na dzień w tej chwili dość uspokojona i jest dobrze. Nie walczę z nim, jak ma złe chwile i je wyladowuje na mnie olewam go totalnie, rozmawiam z nim dopiero jak jest zdolny do rozmowy. Wiem że będzie dobrym ojcem, bo jedyną sprawą która go teraz stopuje jest właśnie dziecko i jego dobro. Wiem ile czasu potrafi spędzić z ręką na moim brzuchu.... ale też widzę że sters związany z sytuacją czasem niestety znajduje ujście nie tam gdzie trzeba Wiem że kiedyś będę podchodzić do pewnych rzeczy które się teraz wydarzyły z mniejszymi emocjami, więc polecam wszystkim które mają taki problem po prostu wziąć i przeczekać - choć to chyba najtrudniejsze Odpowiedz Agusiek napisał(a):Martusia odgrywanie szczęśliwej nie pomagało. Przestałam i zaczęło mi być po prostu lepiej z samą sobą no i bardzo dobrze. Ja się okropnie męczyłam. Mój mąż nie raz usłyszal coś takiego jak Twój. Ale wierz mi, że nie ma co teraz gdybac i zastanawiać się jak to będzie później, jaki On będzie, czy np. już teraz wypominać mu, że jest kiepskim ojcem (ja to się chyba i do tego posunęłam ). A teraz naprawdę jest inaczej. Co prawda mój mąż nie spędza z dzieckiem jakoś straszliwie dużo czasu i właściwie to nic przy nim nie robi poza zabawą, ale mnie to specjalnie nie przeszkadza, bo ja się lubię dzieckiem zajmować. Podobno źle robię, że tak go przyzwyczaiłam, że nie musi nic przy Maćku robić, ale trudno. (Ale jak ja np. chcę wyjść gdzieś sama, to on z dzieckiem zostaje). Ja się jeszcze martwiłam o to, że skoro w ciąży czuję się tak fatalnie, to pewnie depresja poporodowa murowana, ale nic mi się takiego nie przydarzyło. Mimo tego, że poród był wywoływany i naprawdę koszmarny, a przed nim leżenie w szpitalu. Ja się też b. pozytywnie nastawialam na to co mnie czeka (- opieka nad dzieckiem itp) i to mi chyba dużo dało. Nie wiem czy mam takie cudowne dziecko, ale jeszcze mi się nie zdarzyło, zeby mi nerwy puscily, wiec to niekoniecznie musi byc tak, ze po porodzie to sie dopiero zacznie...Dziecko kiedys w koncu zasypia i wtedy ma sie czas dla siebie i dla meza. Zobaczycie dziewczyny, bedzie dobrze, tylko trzeba myslec pozytywnie;) Wiem, ze mi to teraz dobrze mówić, a będąc w ciąży, nie wiedziałam co to słowo oznacza Zresztą założyłam jakiś czas temu wątek o samotnych mamach, bo byłam święcie przekonana, że nią zostanę. Czasem sobie myślę, że bardzo żałuję, że tak mi się ułozyło w czasie ciąży. Nie wiem czy mogę powiedzieć, ze już wybaczyłam...Chyba jeszcze nie do końca, a juz na pewno nie zapomnę. Szkoda....bardzo szkoda... Odpowiedz Martusia odgrywanie szczęśliwej nie pomagało. Przestałam i zaczęło mi być po prostu lepiej z samą sobą, a i stosunek męża zaczął się zmieniać w momencie jak brzydko mówiąc zaczęłam go trochę olewać... i kilka razy powiedziałam że żadnemu dziecku nie będzie potrzebny taki ojciec który nie daje wlasnemu dziecku wsparcia od pierwszych dni. I kilka razy uświadomiłam mu że swoim zachowaniem szkodzi dziecku. Odpowiedz Do tych "zadr" się dopiszę. Miałam ich naprawdę sporo, część pochodziła z "docierania się", na które nałożyła się ciąża i hormony, a część z niezgodności charakterów mojego i eks męza, zaś chyba największa część z egoizmu Eksa, którego zresztą się do tej pory nie pozbył, ale to już nie moje zmartwienie. Niezależnie od źródeł też wydawało mi się, że nigdy nie wybaczę, nigdy nie zapomnę i nigdy nie przejdę nad tym do porządku dziennego. Z tych trzech gróźb spełniła się tylko jedna: nie zapomniałam. Za to wybaczyłam i przeszłam do porzadku dziennego. Jednak nawet ta pamięc jest pamięcią bez emocji i bez żalu. Akurat to nie ma związku z tym, że jesteśmy po rozwodzie- proces zaczął się wtedy, kiedy byliśmy jeszcze małżeństwem. Widać stąd, że każda taka subiektywna krzywda jest do naprawienia, jeżeli tylko "krzywdzący" się stara. A i kobieta w trakcie rozmaitych przemian i dojrzewania (bo macierzyństwo na ogół gwarantuje kurs dojrzałości w przyspieszonym tempie) patrzy na różne sprawy inaczej i chyba bardziej wyrozumiale. Tak więc nie nastawiaj się, Monia, negatywnie, bo choć naprawdę Cię rozumiem, to mam uzasadnioną nadzieję, że mąż Cię jeszcze pozytywnie rozczaruje i wiele z tych zadr przestanie się jątrzyć :) Pierwszy rok dziecka jest najbardziej wyczerpujący fizycznie, psychicznie i małżeńsko. Nie to, że chcę Was straszyć, ale lepiej zawczasu umowić się z samym sobą na duży dystans do problemów. Inaczej można się zajechać psychicznie, a czas i tak nam udowodni, że nerwy nie były potrzebne. Kerala Odpowiedz Agusiek napisał(a): ale wszystko to może się nagle z dnia na dzień odmienić i z pewnością tak będzie. Monia, jak masz ochotę płakać, to płacz, myślę, że to lepsze, niż masz tłumić emocje i trzymac to wszystko w sobie. Kerala pisała o gazetach, które przedstawiaja ciążę i relacje między partnerami prawie tylko w różowym świetle. Ja tylko dodam, że dla mnie dodatkowym powodem frustracji było to co czytałam na Forumi. Wszystkie dziewczyny pisały o swoich kochających mężach, głaszczących i gadających do ich brzuchów, czytałam to i czułam się jeszcze gorzej:( A teraz z perspektywy czasu wiem, że nie potrzebnie. Dla mnie ciąża to naprawdę był kiepski psychicznie czas i obwiniałam o to mojego męża, on zaś obwiniał mnie, że wszystko się posypało przez moje ciagłe gadanie, itp, itd... Teraz, tak jak pisałam jest ok, ale: Agusiek napisał(a):Jest parę takich rzeczy które siedzą baaaardzo głęboko we mnie i których nie zapomnę dłuugo niestety i ja niestety też... Ze mną było jeszcze o tyle źle, że ja przed wszystkimi ukrywałam jaka jestem nieszczęśliwa. Przed rodziną i znajomymi zgrywałam szczęśliwą ciężarówkę. A to też zupełnie niepotrzebnie... Odpowiedz Wiesz Monia, najgorzej mi było jak mnie mąż poczęstował "komplementem" - łajza.... :( nie potrafił zrozumieć że nie nie chcę, czy nie nie daję rady tylko po prostu nie mogę :( Jest parę takich rzeczy które siedzą baaaardzo głęboko we mnie i których nie zapomnę dłuugo :( niestety..... Brakuje naszym panom wyrozumiałości czasem, cierpliwości.... ale wszystko to może się nagle z dnia na dzień odmienić :) Odpowiedz No bo nie ma co ukrywac: ciąża i narodziny dziecka są momentem kryzysowym, bo zmienia się hierarchia wartości chociażby. Ale są też inne powody. Najgorzej zaś podejmować jakieś ostateczne decyzje typu rozstanie w okresie burzy i naporu. Dopóki pogoda się nie ustabilizuje warto się wstrzymać z decyzjami. Z drugiej strony jest też dodatkowy czynnik w postaci presji mediów rodzinnych i dzieciowych. Karmi się nas frazesami typu "to najpiękniejszy czas w związku dwojga ludzi", podsuwa się opowieści z życia, jak to Kazio masował Marioli opuchnięte stopy i czytał o rozwoju życia płodowego człowieka, zamieszcza ankiety "jak bardzo twój mąz kocha dzidziusia". U każdej kobiety, której ciąża i macierzyństwo odbiega od tego sztucznego wzorca, może pojawić się dość zrozumiała frustracja. A ja Wam powiem ze swojego skromnego doświadczenia, że rzadko który mężczyzna jest w stanie przeżywac ciążę partnerki bez zadawania sobei pytań, wątpliwości, niepewności i bez utraty bezpieczeństwa. Na szczęscie potem najczęsciej wraca to do normy. Warto jednak przypominać sobie od czasu do czasu, że na nic nie ma reguły, a już na pewno nie ma reguły na "jedyną prawidłową i wzorcową relację przyszłych rodziców". Bo ludzie są różni. Tak po prostu. Zagubiony mąż cięzarnej kobiety może byc fenomenalnym ojcem. Ojciec, którego męczy noworodek, może być swietnym kumplem dla trzylatka, bo dopiero wtedy odkryje pełną więź z dzieckiem. A są też tacy ojcowie, których do rany można przykładać przez dziewięć miesięcy ciąży, zaś po porodzie potrafią opuścić rodzinę. Tu nie ma reguł, każdy związek sam przechodzi ten sprawdzian. Dlatego lepiej nie martwić się na zapas i spokojnie robić swoje. kerala Odpowiedz Agusiek napisał(a):Monia, jak zaszłam w ciążę to myślałam że będzie to najradośniejszy okres w naszym życiu... a tu porażka... z mojego męża nagle wyszło kapryśne małe dziecko, które na domiar wszystkiego zaczęło być ze wszsytkiego niezadowolone, a najbardziej to już ze mnie.... na szczęście powoli wychodzimy już z tego ponurego okresu, choć zdarzają się nam jeszcze bardzo złe dni, ale był czas kiedy poważnie myślałam o rozstaniu :( No i u mnie jest identycznie....wszystko było napoczątku dobrze...a potem nagle zaczeło się psuć...dlaczego nie jest tak a nie tak...ciągłe wyrzuty, pretensje itp....mąż chciałby aby wygllądała jak piękna modelka...a ja naprawdę żle nie wyglądam...no wiadomo jak każda kobietka w ciaży...staram się dbać o Siebie a nie leżeć do góry brzuchem.... Tłumaczę mu ,że po porodzie wszystko będzie tak jak dawniej ale on chyba tego nie rozumię Agusiek napisał(a):I tak sobie myślę, że w momencie kiedy przychodzi tak ogromna zmiana w naszym życiu to nasi panowie po prostu przestają sobie w pewnym momencie z tym radzić. Jedni wczesniej drudzy później, przeraża ich perspektywa wychowywania dziecka, zmian z tym związanych, odpowiedzialności. Nie czują tak jak my pierwszych ruchów dziecka, nie są z dzieckiem tak emocjonalnie związani jak my dopóki tego dziecka nie zobaczą.... a jednocześnie widzą jak my się zmieniamy i psychicznie i fizycznie i budzi to w nich napewno frustrację. Rosną nam brzuchy, mamy różne dziwne dolegliwości, nie wyskoczymy z nimi na wyprawę w góry, czy potańczyć do białego rana ;) Zdają sobie sprawę z tego że przestają być jedynym obiektem naszych uczuć i zainteresowań i robią się zazdrośni. Jeśli do tego dojdą jakieś problemy związane z innymi sprawami, tak jak u Was może jest to budowa domu to po prostu zaczyna ich to przerastać i oddalają się od nas, ze strachu, ze zmęczenia, z niepewności. I wiesz wydaje mi się że nie ma na to rady. Może trzeba pozwolić im na oddalenie po to żeby mogli wrócić... Wiem że jest Ci ciężko, ale spróbuj skupić się na czymś innym, oczywiście nie zapominając o swoim mężu, ale też nie staraj się za wszelką cenę być jak najbliżej niego. Trzymam kciuki żeby się poukładało :usciski: Napewno jest wiele prawdy w tym co piszesz...oni poprostu nie wiedzą i nie zdają sobie sprawy z tego jak to jest być w ciaży...czasem mój mąż się dziwi...że jest mi źle...że jestem słaba...jego zdaniem powinnam biegać ,ćwiczyć a ja nie mogę...mam zakaz od lekarza i tego się trzymam A najgorsze jest chyba w tym wszystkim to ,że nie wolno Nam się kochać....już od ponad 7 miesiący...ale staram się aby nie zabrakło męzowi, czułości, pieszczot irp...ale jemu chyba poprostu brakuje sexu....czasem ma wrażenie, ze on żałuje, ze chcieliśmy miec dziecko...bo myślał ,że wszystko będzie dobrze...a niestety juz na poczatku pojawiły się problemy Dziękuje Wam za wszystkie rady i za wszystkie ciepłe słowa Odpowiedz patt napisał(a):Może właśnie chodzi o to o czym pisała fagih?? Może daj mu trochę odpocząć i spróbuj sama się sobą zająć a jego przez chwilę nie zaczepiać, może wtedy sam do Ciebie przyjdzie. Może on jest już trochę zmęczony wszystkimi obowiązkami, ale wstyd mu się przyznać. A może u Was jest tak samo jak u Martusi i jak dziecko się urodzi wszystko znowu będzie ok. Trzymaj się cieplutko, wszystko na pewno się ułoży. A jakbyś chciała się wyżalić pisz do nas. Własnie tak postanowiłam zrobić...zabrałam się za przygotowania do porodu....piorę, prasuje, układam itp...staram się sobie sama poświecić czas....zadbać o Siebie....bo potem to już nie będzie na nic czasu...mam nadzieje, ze będzie u mnie tak jak u Martusi Odpowiedz Martusia napisał(a):Monia, u mnie było podobnie. Przez prawie cała ciążę układało mi się z mężem fatalnie. Na palcach mogę policzyć dni, których w czasie ciązy nie przepłakałam. To był naprawdę koszmar. B. poważnie myślałam o rozstaniu, ale z drugiej str chciałam poczekać i zobaczyć jak to będzie gdy urodzi sie dziecko. No i zmieniło się wszystko! I to już następnego dnia po porodzie. Znowu poczułam sie szczęśliwa i to nie tylko za sprawą dziecka, ale i mąz zminił swoje zachownie o 360 st. Znów był czuły i kochany, bardzo się starał znaleźć dla mnie więcej czasu. I jest tak do tej pory. Życzę Ci żeby i u Ciebie tak się ten kryzys zakończył. Nie wiem tak do końca dlaczego tak się między nami posypało w tym czasie, ktory powinniśmy spędzić razem (ciąża). Po częsci to pewniw strach i b. duża odpowiedzialność (my budowę domu mamy na szczęście za sobą, ale to też dla mojego męża był ciężki czas, więc i dla związku ciężki ), a poza tym odkryłam (niestety dośc późno), że on był o to nienarodzone dziecko zazdrosny! Dla mnie to było nienormalne, ale podobno niektórzy faceci tak mają (ale nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że mojego męza to dopadnie, natomiast już po porodzie zakochał sie w Maćku od pierwszego wejrzenia;)) - może i Twój mąż tak ma?! A poza tym, ja całą ciążę przesiedziałąm na zwolnieniu i z perspektywy czasu mogę się przyznać, że kurcze też nie byłam jakaś super słodka... Trzymaj się Monia i nie martw się! Bardzo Ci dziękuje za te słowa....jakbym czytała o sobie samej....dokładnie ja też myslałam ,że będzie tak cudnie bo przecież tak chcieliśmy tego maluszka a tu takie roczarowanie....ja też prawie codziennie płaczę...staram się nie denerwowac ale to jest silniejsze ode mnie....mam tylko nadzieje, że u mnie też będę takie zmiany po pordzie...marzę o tym i modle się kazdego dnia..aby tylko było lpeiej... Z tą zazdroscią to coś jest....też mam wrażenie, ze mój mąż chyba boi się o to ,że ja będę tylko poświęcać się Małej a dla niego już mi nie starczy czasu...a to przecież nie prawda....będę się jemu starała poświęcić każdą wolną chwilkę...przecież ja nadal bardzo mocno go kocham Odpowiedz Monia, jak zaszłam w ciążę to myślałam że będzie to najradośniejszy okres w naszym życiu... a tu porażka... z mojego męża nagle wyszło kapryśne małe dziecko, które na domiar wszystkiego zaczęło być ze wszsytkiego niezadowolone, a najbardziej to już ze mnie.... na szczęście powoli wychodzimy już z tego ponurego okresu, choć zdarzają się nam jeszcze bardzo złe dni, ale był czas kiedy poważnie myślałam o rozstaniu :( I tak sobie myślę, że w momencie kiedy przychodzi tak ogromna zmiana w naszym życiu to nasi panowie po prostu przestają sobie w pewnym momencie z tym radzić. Jedni wczesniej drudzy później, przeraża ich perspektywa wychowywania dziecka, zmian z tym związanych, odpowiedzialności. Nie czują tak jak my pierwszych ruchów dziecka, nie są z dzieckiem tak emocjonalnie związani jak my dopóki tego dziecka nie zobaczą.... a jednocześnie widzą jak my się zmieniamy i psychicznie i fizycznie i budzi to w nich napewno frustrację. Rosną nam brzuchy, mamy różne dziwne dolegliwości, nie wyskoczymy z nimi na wyprawę w góry, czy potańczyć do białego rana ;) Zdają sobie sprawę z tego że przestają być jedynym obiektem naszych uczuć i zainteresowań i robią się zazdrośni. Jeśli do tego dojdą jakieś problemy związane z innymi sprawami, tak jak u Was może jest to budowa domu to po prostu zaczyna ich to przerastać i oddalają się od nas, ze strachu, ze zmęczenia, z niepewności. I wiesz wydaje mi się że nie ma na to rady. Może trzeba pozwolić im na oddalenie po to żeby mogli wrócić... Wiem że jest Ci ciężko, ale spróbuj skupić się na czymś innym, oczywiście nie zapominając o swoim mężu, ale też nie staraj się za wszelką cenę być jak najbliżej niego. Trzymam kciuki żeby się poukładało :usciski: Odpowiedz Może właśnie chodzi o to o czym pisała fagih?? Może daj mu trochę odpocząć i spróbuj sama się sobą zająć a jego przez chwilę nie zaczepiać, może wtedy sam do Ciebie przyjdzie. Może on jest już trochę zmęczony wszystkimi obowiązkami, ale wstyd mu się przyznać. A może u Was jest tak samo jak u Martusi i jak dziecko się urodzi wszystko znowu będzie ok. Trzymaj się cieplutko, wszystko na pewno się ułoży. A jakbyś chciała się wyżalić pisz do nas. Odpowiedz Acha, no i chciałam jeszcze dodać, że u nas kolacje we dwoje i inne tego typu pierdoły nie dawały zadnych rezultatów. Od następnego dnia znów było tak samo. Pomogło urodzenie dziecka;) A, i ja też mówiłam mojemu mężowi czego od niego potrzebuję, ale chyba mówiłam za często i on miał mnie już dość i rezultat był wręcz odwrotny. Odpowiedz Monia, u mnie było podobnie. Przez prawie cała ciążę układało mi się z mężem fatalnie. Na palcach mogę policzyć dni, których w czasie ciązy nie przepłakałam. To był naprawdę koszmar. B. poważnie myślałam o rozstaniu, ale z drugiej str chciałam poczekać i zobaczyć jak to będzie gdy urodzi sie dziecko. No i zmieniło się wszystko! I to już następnego dnia po porodzie. Znowu poczułam sie szczęśliwa i to nie tylko za sprawą dziecka, ale i mąz zminił swoje zachownie o 360 st. Znów był czuły i kochany, bardzo się starał znaleźć dla mnie więcej czasu. I jest tak do tej pory. Życzę Ci żeby i u Ciebie tak się ten kryzys zakończył. Nie wiem tak do końca dlaczego tak się między nami posypało w tym czasie, ktory powinniśmy spędzić razem (ciąża). Po częsci to pewniw strach i b. duża odpowiedzialność (my budowę domu mamy na szczęście za sobą, ale to też dla mojego męża był ciężki czas, więc i dla związku ciężki ), a poza tym odkryłam (niestety dośc późno), że on był o to nienarodzone dziecko zazdrosny! Dla mnie to było nienormalne, ale podobno niektórzy faceci tak mają (ale nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że mojego męza to dopadnie, natomiast już po porodzie zakochał sie w Maćku od pierwszego wejrzenia;)) - może i Twój mąż tak ma?! A poza tym, ja całą ciążę przesiedziałąm na zwolnieniu i z perspektywy czasu mogę się przyznać, że kurcze też nie byłam jakaś super słodka... Trzymaj się Monia i nie martw się! Odpowiedz Monia, zawsze mogę z Tobą pogadać. Rozumiem Cię doskonale. Jeśli masz ochotę to w ciągu dnia dostępna jestem na gg nr 1564537. Odpowiedz ewa78 ślicznie Ci dziękuje za te słowa...są dla mnie bardzo ważne...przynajmniej wiem...że ktoś przechodził przez to co ja...i ktoś może mi zawsze doradzic.....ja też mam nadzieje, że bedzie lepiej niz jest teraz Odpowiedz Coś, mnie wywaliło świat to zmienią się relacje pomiędzy wami. Trzymam kciuki Odpowiedz Monia, jakbym widziała siebie sprzed czterech lat. Dokładnie to samo przechodziłam. Ciąża, samotność (nowe miejsce zamieszkania i brak bliskich i znajomych) i zapracowany, gburowaty mąż. Powiem Ci jedno. Nie warto płakać, szkoda Twoich łez, a podobno dzidziuś też wyczuwa Twoje emocje. Musisz znaleźć coś co pochłonie Twój wolny czas i nie pozwoli Ci na złe myśli. Jestem przekonana, że to jest chwilowe i z momentem przyjścia dzidzi na Odpowiedz Dziękuje Wam za wszystkie dobre słowa.... Napewno macie racje....staram się jakoś do niego dotrzeć...mówię mu ,że oczekuje trochę ciepła, zrozumienia, pomocy, rozmowy...że jest mi naprawdę ciazko nie tylko psychicznie ale również fizycznie...ale on jakby tego wogóle nie rozumiał.... a ja już nie wiem jak do niego dotrzeć... Teraz są ostatnie tygodnie kiedy możemy się nacieszyc sobą...bo jesteśmy tylko we dwoje...a po porodzie wiadomo spadnie na Nas mnustwo nowych obowiązków...i raczej będzie mało czasu dla Nas dwojga....mam nadzieje, że może to tylko taki czas...kiedy On potrzebuje chwil dla siebie, chce się jakoś przygotować do roli ojca i wszystko sie zmieni...staram się być dobrej myśli....mam nadzieje, że się uda Odpowiedz Ja dodałabym jeszcze jedną możliwą przyczynę. Sama pisałaś w innym wątku, że czujesz się samotna, nieco opuszczona, że z bliskich osób został mąż, że nie masz z kim wyjść, oderwać się od domu. Być może to również za dużo dla niego - dom, praca, uczenie się życia z żoną, ciąża plus jeszcze obowiązek rozmawiania, słuchania, zajęcia się żoną, która się zbytnio na nim niechcący koncentruje. Nie wiem jak u Was do tej pory bywało ale my oboje z mężem zarówno przed ślubem jak i teraz miewamy okresy 'zmęczenia materiału'. Jest czas, kiedy oboje odczuwamy wzmożoną potrzebę przebywania ze sobą, przytulania, rozmowy, choćby o dup...elach. Są również momenty, kiedy mamy tego serdecznie dość, potrzebujemy chwili luzu, żeby nie zostać 'zagłaskanym'. Gorzej, kiedy takie okresy nie są ze sobą styczne - wtedy zdarzają się tarcia. Odpowiedz Zawsze zostaje dobry psycholog, który potrafi poukładac emocje, może pomóc. A są i darmowe spotkania, więc się tu nie przejmuj pieniędzmi, trzeba go tylko znaleźć. Tak jak już padło, może to mieć (a raczej na pewno) swój powód w budowie domu, Twoim stanie zdrowia, ogólnie może się martwić czy podoła. Mężczyźni inaczej to pojmują - najpierw musi pochodzic ze zmarszczonymi brwiami (a kobieta już truchleje na ów widok ;) ), by powiedzieć z różami i czekoladą - poradzimy sobie! Odpowiedz Monia, kryzysy trwają czasami dluzej niz pare dni. 2-3 miesiace sie zdarzaja nie tylko ze sie denerwujesz, bo nie jest to dobre alni dla ciebie ani dla dzieciatka. Nie wiem ile ze soba jestescie, ale w kazdym zwiazku sa momenty kiedy jest gorzej,wlasnie takie, kiedy czlowiek potrafi w najblizszej osobie znalezc tylko wady, nie docenia tego, co ma i cootrzymuje od tej drugiej osoby kazdego dnia. Bywa tak kiedy na czlowieka spadnie za duzo. Wierz mi, znam to z autopsji z ostatniego miesiaca. Tylko ze to ja bylam ta osoba, ktora w mezu nie widziala nic sensownego. Dlatego wiem jak ty sie czujesz, ale umiem tez zrozumiec twojego meza. Wierze ze wszystko sie ulozy u was :) Odpowiedz zgadzam sie z dziewczynami - moze on czuje sie przytloczony, bo za duzo na niego spadlo naraz? proponuje znalezc jakis wolniejszy wieczor, ugotowac cos pysznego i wykwintnego i urzadzic kolacje przy swiecach. ale nie tak, zeby po niej nastapila rozmowa i znow padly powazne oskarzenia, ale zupelnie na luzie. po kolacji polozcie sie obok siebie i poprostu poprzytulajcie - tak zeby przywolac te bliskosc, ktora jeszcze niedawno miedzy wami byla. sporobuj, moze to zadziala? po jego reakcji bedziesz mogla ocenic czy to tylko chwilowa sprawa czy tez moze dzieje sie cos powaznego. Odpowiedz a powiedzialas mu czego ze tego od niego potrzebujesz teraz? bo moze on nie zdaje sobe sprawy z tego ze Ci ciezko (faceci nie bywaja w ciazy) no i glowa do gory, to na pewno kwestia hormonow, brzydkiej pogody itp... bedzie dobrze!! :goodman: Odpowiedz Brydzia, ciąża nie wyklucza bliskości fizycznej ;) 8) Monia, daj sobie trochę czasu. Dystansowanie się od ciążowych hormonów, kiedy jest się w ciązy wychodzi raczej średnio. To tak jakbyś próbowała obejrzeć pralkę z zewnątrz jednoczesnie wirując w jej bębnie. No i zostaje jeszcze to wyświechtane "docieranie się". Jeżeli tylko nie dzieje się nic dramatycznego- zrelaksuj się, obejrzyj sobie coś przyjemnego, poczytaj coś optymistycznego, zrób sobie miły wieczór we dwoje lub pojedynczo, może wyjdź do kina i spokojnie poczekaj. Przed Tobą ostatnie miesiące, które należą wyłącznie do Ciebie i męza. Potem trzeba się będzie nimi dzielić z kimś trzecim. Tak więc głowa do góry, znajdź sobie jakieś miłe zajęcie i po prostu się trzymaj. Kerala Odpowiedz wiesz, co a moze on po prostu jest troszkę zmęczony twoim brzusiem, brakuje mu delikatnie mówiąć... bliskości w sensie fizycznym. Sama nie wiem, ja myślę, ze trzeba to przezczekać. Odpowiedz Brydzia napisał(a):Cóż ja mogę powiedzieć, ostatnio nie jestem zbyt optymistycznie nastawiona do świata, ale moze warto się na siebie barziej otworzyć, moze częściej wychodzcie do kina, na spacery...Moze pomoże się bardziej zblizyć do siebie. Naprawdę próbowałam....ale nie udaje się...na spacerach to przeważnie ja mówię..a mąż tylko czasem coś odpowie...zresztą tu praca...tu budowa domu...ja jestem przy Nim rozmawiam o budowie, pocieszam go jeśli coś jest nie tak...i oczekiwałabym tego samego...a on wogóle nie zwraca na mnie uwagi....już naprawdę nie wiem co robić Odpowiedz Cóż ja mogę powiedzieć, ostatnio nie jestem zbyt optymistycznie nastawiona do świata, ale moze warto się na siebie barziej otworzyć, moze częściej wychodzcie do kina, na spacery...Moze pomoże się bardziej zblizyć do siebie. Odpowiedz
Rozstanie jest zawsze bardzo bolesne, zwłaszcza jeśli musisz się rozstawać z mężem, którego kochasz.Wiele kobiet martwi pytanie jak opanować siebie i dalej żyć. W tym wypadku musisz znaleźć jakieś ciekawe zajęcie. Na przykład pójdź na kursy języków obcych lub zajmij się tym, na co ci nigdy nie wystarczało ci czasu.
Jak żyć z mężem, jeśli rozumiesz, że cię nie kocha Uczucia ludzi nie zawsze są wzajemne. Jak pokazuje praktyka, nawet po pewnym czasie po zawarciu związku małżeńskiego mężczyzna może przestać kochać swoją bratnią zdobyć miłość swojego męża?Jeśli zacząłeś rozumieć, że twój mąż przestał cię kochaći żyjesz z tobą tylko z przyzwyczajenia, nie wpadaj w panikę. Zrozum, że miłość nie jest zadawana. Musi zostać osiągnięty i wygrany. Zacznij kultywować. Pamiętaj, jak wyglądałeś, kiedy twoja druga połowa właśnie cię spotkała. Na pewno wiele czasu minęło od tego czasu i zmieniłeś nie tylko wewnętrznie, ale także zewnętrznie. Postaw się w porządku, zaktualizuj swoją garderobę, stwórz nową modną fryzurę. Uważnie przestudiuj swoją figurę. Najprawdopodobniej z wiekiem zyskałeś kilka dodatkowych kilogramów. Weź dietę, uprawiaj sport lub zacznij prawidłowo jeść. Jedz mniej smażone i słone potrawy, preferuj gotowane ryby, mięso, warzywa. Porzuć słodycze, zastąp je świeżymi owocami, a po ponownym odczuciu atrakcyjności spróbuj obudzić miłość męża. Pomoże Ci to dzielić się miłymi wspomnieniami. Zabierz go na spacer do miejsc, które odwiedziłeś, gdy byłeś jeszcze młody i zakochany. Ponownie rozważ swoje udostępnione zdjęcia, znajdź prezenty, które zostały im dane raz na jakiś czas. Pozytywne emocje będą w stanie obudzić w swoim małżonku stare uczucia. Odkryj swoją ukochaną z uwagą i troską. Powinien zrozumieć, że obok niego jest kochająca i szczera osoba, która może w każdej chwili uzyskać pomoc. Przypomnij swojemu partnerowi o swoich uczuciach i powiedz, że wciąż jest ci bardzo przetrwać obojętność męża?Jeśli wrócisz, miłość męża nie zadziała,możesz działać na dwa sposoby: znieść współżycie bez uczuć lub rozwodu, wybierając pierwszą opcję, możesz uspokoić się myślami, że miłość jest pojęciem zbyt głębokim. Obejmuje przyjaźń, wzajemne zrozumienie, szacunek, nawyk i pasję. Na pewno w twoim związku jest wszystko oprócz pasji. Następnie go zwróć. Spróbuj wprowadzić coś nowego w swoje życie intymne, twój mąż na pewno to doceni. Zorganizuj romantyczne kolacje, których ukończeniem może być twój szczery taniec i burzliwa zrozumiesz, że dalsze życie razem nie ma sensu, postaw na rozwód. Oczywiście, rozstanie jest trudne do zniesienia, ale wierzę, że w przyszłości na pewno spotkasz mężczyznę, który pokocha Cię i sprawi, że będziesz szczęśliwy.
  1. Срεпрафሊ գаст
    1. Ебрудር ኑֆθδынቤ
    2. Օδехотէсн εγիኗቭсли сиሆоբապፖግ րևጠիፕяхጅвр
    3. ኹеղե уቬим ն շаսሶցеժሖ
  2. Туρևшէኺо ибраፍан
Sposoby radzenia sobie z emocjonalnie niedostępnym mężem . Jeśli zastanawiasz się, jak żyć z emocjonalnie odległym mężem, te wskazówki mogą ci pomóc: 1. Zacznij od zrozumienia podstawowego problemu the. Nie przekonasz go, żądając, aby reagował na ciebie emocjonalnie.
Chociaż obiecywał, zarzekał się, że dotrzyma słowa, nawalił. Jeśli żyjesz z niesłownym facetem, musisz wiedzieć, jak z nim postępować. Fot. Thinkstock Jego niesłowność może przejawiać się na różne sposoby. Najczęściej dotyczy sytuacji, w której on obiecuje, że coś zrobi, a potem daje plamę. Jak się tłumaczy? Że zapomniał, kompletnie wypadło mu to z głowy, nie chciał. Ale to nie było takie ważne, prawda? Nic się przecież nie stało. Tak mówi. I próbuje cię rozczulić określeniami takimi jak „kochanie” czy „kotku”. Niesłowny jest również facet, który miał być na siódmą, a nie przyszedł. Obiecał, że wróci do domu zaraz po pracy – i nie zrobił tego. Albo który żyje tak, jakby nie dotyczyły go żadne godziny, terminy, zobowiązania. Życie z niesłownym facetem nie należy do łatwych. Bo nawet jeśli jego rozmijanie się z prawdą dotyczy teoretycznie błahych spraw, to efekt jest taki, że nie możesz na niego liczyć – nawet w najprostszych, codziennych kwestiach. Nie masz w nim oparcia. Wolisz wziąć na siebie więcej obowiązków, ale mieć pewność, że wszystko będzie załatwione. O chorobliwej niesłowności swojego partnera – którego notabene nazywa „najbardziej niesłowną osobą, jaką zna” – opowiada jedna z internautek. „Rzuca słowa na wiatr, naobiecuje się, a dwa dni później sam dokładnie nie pamięta, czego obietnica dotyczyła. Odnosi się to zarówno do spraw błahych, jak i tych poważnych. (…) Ma tendencję do kompletnego olewania mnie, gdy np. zajęty jest graniem na komputerze. Uważam, że każdy ma prawo do chwili prywatności, własnych rozrywek, ale nie sądzę, by granie, dajmy na to, osiem godzin dziennie było czymś normalnym, gdy w trakcie tej gry kompletnie nie interesują go jego zobowiązania i obietnice. Od miesiąca obiecywał mi, że pomoże mi z rejestracją na zajęcia, bo wie, że mój komputer działa wolno i nie dam rady sama. Wczoraj grał cały dzień, kompletnie odciął się od kontaktu ze mną i przypomniał sobie o wszystkim przed północą, gdy było już za późno na cokolwiek”. Fot. Thinkstock Zapomniał, że miał pamiętać Internautka dodaje, że tak działa wszystko w ich związku. „Postanowimy wziąć się za siebie oboje, np. dieta. Ja się staram, wiadomo, czasem się nie udaje, każdy jest tylko człowiek, ale on zapomina o wszystkim już kilka godzin po naszej rozmowie na ten temat”. „Tworzył sobie listy, zapisywał sobie, o czym musi pamiętać i dlaczego nie wolno mu o tym zapomnieć, ale co z tego, jak zapominał o czytaniu tej listy dwa dni po jej stworzeniu… Staram się być wyrozumiała, ale po prostu nie widzę sensu tworzenia związku z człowiekiem, któremu nie mogę ufać w żadnej sprawie”. Wiele kobiet ma podobny problem. Oto wpis z forum dyskusyjnego: „Niesłowny facet – macie sposoby na takie zachowanie? (…) Nie chodzi tu o to, że coś mu wypadnie, on po prostu ma chyba coś tak wpojone w głowie, że tak musi być. Ani rozmowa, ani krzyk, ani płacz nic nie dają. Kiedyś postanowiłam, że użyję jego broni i kiedy po mnie przyjechał, pół godziny z domu nie wychodziłam. On na to nic nie powiedział i chyba nawet nie zrozumiał mojej intencji. Najgorzej było na ślubie mojej przyjaciółki, kiedy spóźnił się nawet na ceremonię, bo nie przewidział, że o tej porze mogą być korki, a to chyba logiczne… Nie wiem, co robić, bo to dla mnie bardzo duży problem”. Fot. Thinkstock Antidotum na jego niesłowność Co zrobić, jeśli niesłowny facet pojawił się w twoim życiu? Zła wiadomość jest taka, że bardzo trudno będzie ci go zmienić. W przypadku jednej z cytowanej przez nas internautek postępowanie mężczyzny było nieświadome („On po prostu ma chyba coś tak wpojone w głowie, że tak musi być”). A to nie daje dobrych perspektyw na przyszłość. Potrzebujesz porządnego człowieka – a porządny człowiek zawsze dotrzymuje słowa. Możesz na niego liczyć. Wyręcza cię w różnych sprawach. Jest dla ciebie wsparciem, podporą. Tak powinien wyglądać związek, bo na tym polega partnerstwo. Jeśli natomiast on rzuca słowa na wiatr i nigdy nie wywiązuje się z tego, co zapowiedział, czy taka relacja ma przyszłość? „Niesłowny facet potem może być niesłownym mężem i ojcem. Na cholerę takie coś tobie?” – pyta wprost jedna z internautek. Polki nie mają wątpliwości, że z kimś takim nie uda się zbudować związku. I zgodnie twierdzą, że ktoś taki raczej się nie zmieni. „Nie licz na to. Albo zaakceptuj postawę męczennicy i mamuśki, albo uciekaj, bo nigdy nie będzie dobrze” – dorzuca inna forumowiczka. I jeszcze jedna opinia: „Generalnie, zawsze będziesz sfrustrowana i niezadowolona z kimś, kto nie odpowiada ci pod tyloma względami. A zmiany w jego charakterze i osobowości nie nastąpią dlatego, że TY tego chcesz – zwyczajnie nie leży to w twojej mocy”. Fot. Thinkstock Być może on złe wzorce wyniósł z domu. Zgodnie z tym, co piszą internautki, chęć zmiany musi wypływać z niego. Nie jesteś odpowiedzialna za jego zachowanie. Nie chcesz przekreślać tej znajomości? W każdej sytuacji zalecana jest rozmowa, musisz być jednak przygotowana, że nawet szczera dyskusja może nie przynieść spodziewanych rezultatów. Powiedz, co czujesz, gdy on nie dotrzymuje słowa. Mów o swoich uczuciach, rozczarowaniach i oczekiwaniach. Ważne, aby rozmowa przebiegła w spokojnej atmosferze, bez krzyków, awantur, agresji. Pamiętaj jednak, by zachowywać się konsekwentnie. Jeśli coś ustalicie, trzymajcie się tego. Powinnaś zadać sobie pytanie, czy wyobrażasz sobie życie z niesłownym człowiekiem i jak ważne są dla ciebie takie pojęcia jak pomoc, wsparcie, zaufanie, dotrzymywanie obietnic. Rozważenie tych kwestii pomoże ci podjąć słuszną decyzję. RAF Fot. Thinkstock Słowo droższe od pieniędzy Niesłowność to jedna z wymienianych przez psychologów cech, których nie należy tolerować u nikogo – a już u życiowego partnera szczególnie. Niesłowny człowiek zachowuje się, jakby mu nie zależało. Nie przywiązuje wagi zarówno do swoich, jak i cudzych słów. Nie da się ukryć, że to brak szacunku wobec partnerki. Rzucanie słów na wiatr utrudnia czy wręcz uniemożliwia zbudowanie trwałego, harmonijnego związku. I nie chodzi nawet o niedotrzymanie słynnej obietnicy, że on do ciebie zadzwoni, a czego później nie robi. Chodzi o to, że nie możesz na niego liczyć, że nigdy nie masz pewności, czy on dotrzyma słowa. O to, że ciągle na niego czekasz, zastanawiasz się, co robi i dlaczego nie wywiązał się z obietnicy. Takie zachowanie to problem dla większości kobiet. „NIENAWIDZĘ takiego postępowania. U mnie słowo droższe od pieniędzy, jeśli mówię, że coś zrobię, zadzwonię, załatwię, to to robię. Nie cierpię kłapania dziobem dla samego kłapania. Nienawidzę, jak ktoś mówi jedno, a robi drugie. Przecież nie o to chodzi, żeby na siłę utrzymywać kontakt, po co mówić o spotkaniu, skoro się tego nie chce, po co stwarzanie pozorów, że komuś zależy, skoro postępowanie jest zupełnie odwrotne? Czy faceci nie szanują wypowiadanych słów, a obietnicami szastają na prawo i lewo? Strasznie jestem ostatnio rozżalona z tego powodu, ale cóż, wychodzi na to, że faceci, których znam, zmienili się w jakiś dziwny gatunek” – pisze na forum Pinia20. Gdzie w dużym mieście można poznać fajnego faceta? Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia
Bez przesady. :P A tym bardziej nie widzę, jak z tego miałoby wynikać, że czegoś nie powinnaś pisać. Dopóki nie piszesz nic złego, to pisz wszystko w zgodzie ze swoim przekonaniem, a nie z czyimiś oczekiwaniami. Zwłaszcza gdy tak jak w tym przypadku, naprawdę może to komuś pomóc.
fot. Adobe Stock, YURII MASLAK Denerwowałam się. Do tego stopnia, że Mundek kazał mi zostać w domu i sam zawiózł mojego kota do weterynarza. Kiedy z nim wrócił, byłam zdenerwowana i zapłakana. – Inga, czemu ty płaczesz? Przecież jest okej! Dostał antybiotyk i wyzdrowieje! To tylko infekcja. Kochanie! – Mundek przestraszył się moich łez i natychmiast mnie przytulił. Co jednak miałam mu powiedzieć? Że tak naprawdę nie chodzi o Platona, tylko o Irka? Że wtedy, pięć lat temu, to też miała być „tylko infekcja”. Irek też obiecywał, że wszystko będzie dobrze, dadzą mu antybiotyk i wróci do domu przed weekendem. Nie wrócił nigdy. Zmarł na zapalenie opon mózgowych, a ja zostałam trzydziestodwuletnią wdową. Miesiąc później byłaby nasza druga rocznica ślubu… Nie chciałam jednak mówić o tym Mundkowi Poznałam go prawie pięć lat po śmierci męża, w jakimś sensie odbudowałam już swoje życie. Oczywiście, powiedziałam mu, że owdowiałam, ale nie zgłębialiśmy tematu. Tak naprawdę jednak wciąż targały mną wątpliwości, czy powinnam wchodzić w nowy związek. Czułam się, jakbym w jakimś sensie zdradzała Irka. Przecież był miłością mojego życia… Znaliśmy się siedem lat, nim wzięliśmy ślub, wiedzieliśmy o sobie wszystko. Jego rodzina przyjęła mnie serdecznie, jeździliśmy z jego siostrą i szwagrem na kajaki, mówiłam do jego matki „mamo” jeszcze przed ślubem. To miało być na zawsze. Kiedy wydarzył się dramat, przetrwałam tylko dzięki Joasi, mojej szwagierce, i rodzicom Irka. Sami przeżyli tragedię, ale zajęli się mną z niezwykłą wręcz troską i miłością. Szwagierka posłała mi zimne spojrzenie – Jesteś teraz naszą córką – mówiła teściowa. – Zawsze będziemy rodziną. A potem wszystko tak nagle i okropnie się skończyło. To była pierwsza rocznica śmierci Irka. Wciąż byłam w żałobie, chociaż nie nosiłam się wyłącznie na czarno. Po prostu wkładałam ciemne, stonowane ubrania, nie nosiłam biżuterii, nie malowałam się. Nie, żeby coś zamanifestować, tylko po prostu nie widziałam w tym sensu. Straciłam miłość mojego życia, po co miałam się stroić? Teściowie zamówili mszę z okazji rocznicy śmierci syna, oczywiście poszłam do kościoła. Kiedy usiadłam w pierwszej ławce, teściowa ścisnęła moją dłoń, teść się uśmiechnął. Tylko Joasia posłała mi zimne spojrzenie. Po mszy mieliśmy iść do restauracji przy kościele. Zostałam dwa kroki za teściami i zobaczyłam obok siebie szwagierkę. – Cześć, Joasia – rzuciłam, a ona nie zareagowała, tylko przyspieszyła kroku. Przez cały obiad nie wiedziałam, o co jej chodziło, aż w końcu przy pożegnaniu zapytałam o to wprost. – O nic – ostentacyjnie na mnie nie patrzyła. – Nie przejmuj się mną, po prostu straciłam brata i wciąż jestem w żałobie. A tobie ładnie w różowym. – Słucham? – nie zrozumiałam tej uwagi. – Widziałam cię – wreszcie spojrzała mi w oczy. Twardo i z pogardą. – Przedwczoraj. W centrum handlowym. Ja cię nie oceniam, Inga, to twoje życie. Ale nie oczekuj, że będę twoją przyjaciółką. Zrozumiałam, o co jej chodziło. Nie tylko o różowy, a właściwie liliowy szal, który musiała zobaczyć na moich ramionach. Dała mi też do zrozumienia, że widziała o wiele więcej. Próbowałam jej wyjaśnić, że mężczyzna, z którym jadłam lody, to tylko stary znajomy, który był w mieście i chciał się ze mną zobaczyć. Jego żona, też moja koleżanka, przekazała przez niego zaległy prezent świąteczny – właśnie ten nieszczęsny jasnofioletowy szal. Musiała pamiętać, że kiedyś lubiłam tę tonację kolorystyczną. Usiedliśmy w cukierni, kupiliśmy lody, zrobiło mi się zimno, ale nie chciałam wkładać kurtki, więc narzuciłam na ramiona ten szal. Najwyraźniej dokładnie wtedy przechodziła tamtędy Joasia, zobaczyła mnie, znajomego i wyciągnęła wnioski, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Próbowałam wytłumaczyć jej, że źle to wszystko zinterpretowała, ale ona wiedziała lepiej. – Rób, co chcesz, Inga – wycedziła, wychodząc. – Tylko, proszę cię, nie udawaj zrozpaczonej wdowy przed moimi rodzicami. Oni autentycznie opłakują Irka. To zabolało. To „autentycznie”. Jakbym ja udawała ból po jego stracie! Na szczęście szwagierka nie powiedziała o niczym rodzicom. Byłam pewna, że chciała chronić ich, nie mnie. Zobaczyłam ją dopiero rok później. Wciąż traktowała mnie chłodno i to się już nigdy nie zmieniło. Zupełnie jakby te kilka sekund, kiedy widziała mnie na lodach z obcym mężczyzną, w kolorowym szalu na ramionach, było jakimś niepodważalnym dowodem na to, że nie kochałam jej brata. To jednak utwierdziło mnie w przekonaniu, że nikt z rodziny Irka nigdy nie zaakceptuje mojego nowego związku. Nie, żebym go planowała. Skąd! Właściwie to byłam pewna, że już nigdy nikogo nie pokocham. Joasia tak bardzo się myliła, sądząc, że „zapomniałam” o Ireneuszu… Myśl o mężu każdego dnia była pierwszą, z jaką się budziłam, i ostatnią, z jaką zasypiałam. Ciągle miałam w sypialnie nasze wspólne zdjęcia, wciąż „rozmawiałam” o nim z Platonem, którego mąż uwielbiał. Ale spotkałam Mundka i coś się zmieniło. To nie było żadne zakochanie, miłość od pierwszego wejrzenia, nic z tych rzeczy. Raczej powolne, stopniowe poznawanie się i przekonywanie, że mogę na niego liczyć. Jak choćby z tym kotem i weterynarzem. Mundek był opoką, na której mogłam się oprzeć, a Bóg mi świadkiem, że wciąż z trudem stałam na własnych nogach. Wiedziałam, że chcę z nim być Że już nie chcę być sama, że potrzebuję móc się w kogoś wtulić i mieć świadomość, że jestem dla tego kogoś najważniejsza. Potrzebowałam Mundka i z każdym dniem odkrywałam, że coraz bardziej go kocham. Mimo to, kiedy nadszedł dzień rocznicy śmierci Ireneusza, powiedziałam Mundkowi, że muszę iść sama na mszę. Oczywiście to zrozumiał, ale widziałam, że trochę go to odsunięcie zraniło. – Chodzi o rodzinę mojego zmarłego męża – wyjaśniłam. – Zawsze byli dla mnie naprawdę dobrzy, opiekowali się mną. Wiem, że gdybym przyszła z tobą, toby ich zabolało. – A co będzie za rok? – zapytał cicho. – A za dwa? Nigdy im o mnie nie powiesz? To było trudne pytanie, ale nie miałam siły na nie odpowiadać. Poprosiłam, żeby to zrozumiał, nie drążył i – jak to on – wspierał mnie tak, jak tego potrzebowałam. Tradycyjnie już, po mszy był obiad w restauracji. Joasia i jej mąż przybyli z nowo narodzonym dzieckiem, teściowa opowiadała o rasowym psie, którego już z mężem oglądali i chcieli kupić. Przy stole nie zabrakło żartów i uśmiechów. Pomyślałam wtedy, że to nie fair Oni mieli prawo do życia po śmierci Irka, a ja nie? Joasia wyszła za mąż i urodziła dziecko, teściowie opowiadali o pracach w ogrodzie i ekscytowali się rodowodowym szczeniaczkiem, a ja… musiałam udawać, że wciąż stoję w miejscu. W domu czekał na mnie kochający mężczyzna, z którym byłam szczęśliwa i spokojna, ale nie mogłam tego powiedzieć na głos. Musiałam udawać, że wciąż jestem samotna i załamana. Czy to było w porządku? Po powrocie do domu podjęłam decyzję. Miałam rok na to, by się ujawnić i nie zaszokować rodziny Irka tym, że się z kimś związałam. Powiedziałam mu, że chcę, by na kolejną mszę poszedł ze mną. Ale nie musiałam czekać roku, bo teściowie wyprawiali złote gody. Zostałam zaproszona. – Bardzo dziękuję, ale nie wiem, czy będę mogła przyjść… – powiedziałam do teściowej przez telefon. – Chodzi o to, że nie wiesz, czy możesz przyjść ze swoim towarzyszem? – zapytała, a mnie zupełnie zatkało. – Ingusiu, ja wiem, że ty kogoś masz. Nie, nikt mi nie powiedział, ale jestem starą kobietą i znam życie. Widuję cię raz na rok i zawsze byłaś cieniem samej siebie, a ostatnio rozkwitłaś. Masz rumieńce, uśmiechasz się, przestałaś obskubywać skórki przy paznokciach do krwi. Widziałam też twoje nowe kolczyki i wiem, że sama byś ich sobie nie kupiła, bo po śmierci Irka przez cztery lata chodziłaś w tych samych i nie dbałaś o takie rzeczy. To prezent od niego, prawda? Od tego twojego kogoś? Nie wiem dlaczego, ale się rozpłakałam od tych jej słów. Powiedziałam, że tak, jestem w związku, ale nie chcę nikogo kłuć tym w oczy. Od słowa do słowa powiedziałam o zajściu z Joasią sprzed kilku lat. – Porozmawiam z nią – obiecała teściowa. – Ona też musi to zrozumieć. Ja wiem tyle, że straciłam syna, to prawda, ale ty jesteś dla mnie jak córka i masz wszelkie prawo żyć normalnie. Więc, jeśli tylko chcesz, przyjdź ze swoim nowym towarzyszem życia. Zostawiam ci tę decyzję, to zależy tylko od ciebie. A po chwili dodała: – Tylko, proszę, nie przynoście kwiatów, bo potem nie mam co z nimi robić. Roześmiałam się, ocierając łzy, i obiecałam, że nie przyniesiemy ze sobą żadnych kwiatów. Czytaj także:„Bycie babcią mnie przerażało, chciałam się odmłodzić. Przez głupie wygładzanie zmarszczek trafiłam na ostry dyżur”„Moja dziewczyna była zazdrosna, bo za dużo czasu spędzałem z eksżoną. Podłożyła jej świnię i naraziła zdrowie mojego syna”„Córka chciała, żebym z nią mieszkała, ale chodziło jej tylko o pieniądze. Zabierała moją emeryturę, żeby mieć na wakacje”
\n \njak żyć z mężem którego nienawidzę
Lubię mieć czysto ale nienawidzę sprzątać. Jak żyć? Wdech i wydech. W życiu najważniejszy jest balans. Już nigdy nie założy tej sukienki. Do kawy #7. Luty . Wojna - co robić, żeby nie zwariować. O tej jednej rzeczy zapewne myślisz najrzadziej. Czy można przygotować się na nastolatka? Jak żyć, żeby nie stawiać dzieci na 1
W dzisiejszym świecie każdy chce być szczęśliwy. Dookoła widzimy uśmiechnięte twarze. Na wszystkich portalach internetowych znajdujemy porady jak żyć, aby czuć się naprawdę świetnie. Jednak nie każdy jest do takiego życia stworzony. Nie każdy potrafi odnaleźć swoje szczęście w tak łatwy i przyjemny sposób. Niektórzy błądzą i szukają wsparcia, którego nie potrafią dać im bliscy. Co robić w takiej sytuacji? Nigdy nie zasługiwałam na takie szczęście Czuję, że to kolejny z tych dni, w którym tak strasznie nienawidzę samej siebie. Wróciłam właśnie z pracy. Przekręcam kluczyk i otwieram drzwi do naszego mieszkania. Wchodzę i czuję zapach mojego ulubionego spaghetti. Na podłodze w salonie bawi się mój syn. Mąż woła, że za chwilę będzie gotowy obiad. A mi do oczu napływają łzy… Próbuję się jakoś pozbierać. Nie chcę nikomu pokazywać, co tak naprawdę czuję. Synek podbiega i zaczyna tulić się do mojej nogi, a ja czuję tylko pustkę. Szybko się otrząsam i się do niego uśmiecham. Przyzwyczaiłam się już do tego, że muszę udawać uśmiech. Robię to zawsze w ten sam sposób. Witam się z mężem, a na mojej twarzy wciąż czuję ucisk uśmiechu, który nie jest tak naprawdę mój. Nienawidzę się za to. Nienawidzę tego, że odczuwam to wszystko w taki sposób. Nie potrafię jednak z tym nic zrobić. Nie potrafię już dłużej udawać, a jednocześnie nie potrafię przestać. Niby rozmawiamy i się śmiejemy. Opowiadam, jak było w pracy i jak minął mi kolejny dzień. Gdybyś mnie widziała, mogłabyś powiedzieć, że mam idealne życie. Mam wspaniałego męża, który potrafi gotować. Mam zdrowego synka, który rośnie tak szybko. Jednak mam też swój mroczny sekret, który odbiera mi całą radość z życia. Czy można to jakoś ze sobą pogodzić? Jemy wspólnie spaghetti. Dzień jest taki piękny i słoneczny, ale dla mnie nie ma to znaczenia. Mąż kolejny raz wrócił z pracy wcześniej, aby zrobić mi niespodziankę. Jednak w mojej głowie szaleje tylko jedna myśl. Jest to uporczywa myśl, która prześladuje mnie od dawna. Pielęgnowałam ją przez lata. Kiedyś miałam siłę, aby ją powstrzymać. Teraz zaczyna mi tej siły brakować i jej ulegam. Ogarnia mnie wtedy nieprzenikniona ciemność i rozpacz. To wszystko dzieje się w środku mnie. Nigdy nie pozwalam, aby te myśli wypłynęły na zewnątrz. Czuję, że to właśnie dlatego mnie one tak wyniszczają. Pokazują mi, że moje życie to fałsz i gra pozorów. Czuję się pusta w środku. Czy długo jeszcze to wytrzymam? „Nie zasługujesz na to wszystko. Nie zasługujesz na to wszystko i wkrótce się o tym przekonasz. Wszystko się spieprzy, a Ty jak zawsze zostaniesz sama. Jak zawsze będziesz cierpieć…”. To ciągła litania, którą mielę w swojej głowie. Kiedy wydaje mi się, że już ją pokonałam, wraca do mnie ze zdwojoną siłą. Czy naprawdę nie zasługuję na szczęście? Czy naprawdę boję się cieszyć własnym życiem, bo mi się wydaje, że kiedy zacznę, wszystko nagle runie? Czy strach przed samotnością i cierpieniem jest tak wielki, że wolę nigdy nie dawać sobie przyzwolenia na radość i pełne zaangażowanie? Nienawidzę się za to, że nie potrafię docenić tego co mam. Czy boisz się być szczęśliwa? Wszystko dobrze się układa, a jednak nie potrafisz się z tego cieszyć. Boisz się, że to co jest dobre i przyjemne, bardzo szybko przemija. Boisz się zaangażowania emocjonalnego, bo w przeszłości nie raz już w takiej sytuacji cierpiałaś. Obiecałaś sobie, że nie będziesz robiła sobie nadziei. Kiedy masz swoje gorsze dni, a Twój nastrój jest fatalny, zbierają się nad Twoją głową ciemne chmury. Wiele osób z Twojego otoczenia tego nie rozumie. Wielu z nich nawet tego nie zauważa. Z pozoru Twoje życie wygląda na wspaniałe i usłane różami. Jednak tylko Ty wiesz z czym się zmagasz. Próbowałaś sobie z tym poradzić sama. Jednak kiedy w życiu pojawiło się więcej stresów, musiałaś w końcu zwrócić się po pomoc. Byłaś u kilku specjalistów. W końcu trafiłaś na kogoś, kto Cię rozumiał. Przepłakałaś wiele sesji i starałaś się lepiej zrozumieć samą siebie. Próbowałaś nauczyć się z tym żyć. Nie potrafisz być szczęśliwa. Wewnętrznie wierzysz, że kiedy sobie na to pozwolisz, stracisz kontrolę nad swoim życiem i stanie się coś strasznego. Unikasz sytuacji, w których mogłabyś odczuwać prawdziwą radość. Starasz się po prostu płynąć przez życie bez większych emocji. Wiesz dobrze, że nie jest to rozwiązanie, jednak na ten moment nie wymyśliłaś nic lepszego. Problem w tym, że Twoi bliscy naprawdę chcą, abyś była szczęśliwa. Kiedy nie potrafisz docenić ich starań, zaczynasz nienawidzić samej siebie. Zawsze Ci się wydawało, że za szczęście trzeba płacić zbyt wysoką cenę. Ty nie jesteś na to gotowa. To wszystko jest w Twojej głowie Twoja głowa jest jak gąbka. W ciągu całego Twojego życia, wielokrotnie nasiąkałaś mądrościami innych osób, a teraz nie potrafisz się od nich uwolnić. Nawet kiedy starasz się wypłukać swoją gąbkę, ciągle zalega w niej brud. Kiedy tylko ją ściskasz, nadal wypływa z niej to, czego tak bardzo chciałaś się pozbyć. Twoi rodzice zadbali o to, abyś bała się świata. Karmili Cię strachem przed wszystkimi dookoła. Do tej pory walczysz ze swoim poczuciem niższości i brakiem pewności siebie. Do tej pory ciągną się za Tobą błędy wychowania, na które nie miałaś żadnego wpływu. Nie miałaś szczęścia w miłości. Mężczyźni wielokrotnie Ci udowadniali, że nie możesz im zaufać. Twój pierwszy chłopak zostawił Cię bardzo szybko. Dałaś mu to czego chciał, ale on tego nie docenił. On był dla Ciebie kimś wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju, Ty byłaś dla niego tylko jedną z wielu. Po kilku nie udanych związkach, trafiłaś w końcu na mężczyznę, któremu zaufałaś. Byłaś naprawdę szczęśliwa. Snułaś w myślach plany na przyszłość. On Cię jednak zawiódł. Zdradził Cię z Twoją najlepszą koleżanką, a Ty w końcu zrozumiałaś, że nikomu tak naprawdę nie możesz zaufać. Czułaś, że rodzice zawsze mieli rację. Nawet kiedy po latach spotkałaś swojego przyszłego męża, nie potrafiłaś mu się w pełni oddać. Życie Cię tego nauczyło, a Ty nie umiesz tego zwalczyć. Masz o to wielki żal do samej siebie. Czujesz, że powinnaś być w końcu szczęśliwa, ale nie potrafisz. W Twojej głowie jest tyle sprzecznych myśli i emocji. Czy uda Ci się kiedyś je uporządkować? Poszukaj wsparcia Kiedy wiesz, że nie jesteś w stanie poradzić sobie sama, powinnaś poszukać pomocy. Niestety nadal korzystanie z porad psychologa, czy terapeuty jest naznaczone piętnem społecznym. Jednak zaczyna się to zmieniać. Zaczynamy rozumieć, że w tak szybko zmieniającym się świecie, problemy psychiczne mogą dotknąć każdego z Nas. Profesjonalne wsparcie jest dostępne na wyciągnięcie ręki, jeżeli tylko dobrze poszukasz. Jeszcze kilka lat temu nie mieliśmy takich możliwości. Teraz możemy wybierać z szerokiej oferty dostępnej na rynku. To bardzo ważne, aby znaleźć własną drogę. Nie każdy rodzaj pomocy psychicznej, będzie dobry dla każdego. Nie da się tego sprawdzić w inny sposób niż w praktyce. Dla niektórych idealna będzie terapia grupowa, a inni będą potrafili rozwiązać swoje problemy tylko w trakcie indywidualnych sesji. Wszystko zależy od Twojej osobowości i trudności, którymi chcesz się zająć. Zachęcam Cię jednak do poszukiwań. Musisz wykazać się naprawdę dużą odwagą, aby przyznać się sama przed sobą, że nie potrafisz poradzić sobie na własną rękę. Jednak to może być najważniejsza decyzja Twojego życia. Może ona uchronić Cię przed konsekwencjami walki ze swoimi demonami w pojedynkę. Czasami po prostu może zabraknąć Ci sił. Daj sobie szansę na rozwój, szczęście i zmianę. Jeżeli czujesz, że potrzebujesz otworzyć się na nowe możliwości, nie zamykaj się w sobie. Poszukaj kogoś, kto będzie w stanie towarzyszyć Ci w Twojej drodze. Nie możesz tego wszystkiego zrzucać na barki swoich bliskich. Oni kochają Cię pomimo wszystko. Ty potrzebujesz kogoś, kto oceni Twoją sytuację na chłodno i pomoże Ci ją lepiej zrozumieć. Pozdrawiam, Patryk Wójcik – psycholog. Zapraszam Cię na mojego inspirującego Facebooka: Psychologia, związki i rozwój osobisty. Potrzebujesz wsparcia? Umów się na BEZPŁATNĄ KONSULTACJĘ
Karolka, warto na spokojnie umówić się na rozmowę z mężem. Bez oceniania, bez krytykowania – postarać się nie wykazywać negatywnych emocji, a przede wszystkim zapytać się męża o to, co się dzieje (jak on to widzi, co czuje…) Rozmowa poprzez pytania i aktywne słuchanie to podstawa udanej relacji. Pozdrawiam serdecznie. Agnieszka
Od miłości do nienawiści tylko jeden krok. Co musiałby zrobić Twój partner, byś go znienawidziła? Na hasło „związek” pierwsze skojarzenia, jakie się nasuwają, to „miłość, namiętność, przywiązanie, intymność, fascynacja”. Rzadko kiedy utożsamiamy związek z cierpieniem, bólem czy rozczarowaniem. Tymczasem od miłości do nienawiści tylko jeden krok. Zakochanym nierzadko towarzyszą również bardzo negatywne emocje. Co takiego musiałby zrobić Twój facet, byś go znienawidziła? To pytanie zadałyśmy kilku dziewczynom. Ty również odpowiedz sobie na nie szczerze, a potem przeczytaj ich wypowiedzi. Nie chciał zerwać kontaktu z byłą dziewczyną - Początkowo mój związek wydawał mi się idealny. Jacek troszczył się o mnie i okazywał, że bardzo mu zależy. Z czasem jednak pojęłam, że tak naprawdę żyjemy w trójkącie: ja, on i jego była. Nie potrafił urwać z nią kontaktu. Dzwonili do siebie, pisali ze sobą na Facebooku, on był w stanie rzucić wszystko i biec jej z pomocą, gdy o to poprosiła. Wielokrotnie błagałam go, żeby przemyślał sobie, kto jest dla niego priorytetem. Zbywał mnie i się śmiał, żebym nie była zazdrosna. Nie rozumiał, że każda ich rozmowa to była dla mnie udręka. W końcu dałam mu ultimatum. Ja albo ona. Powiedział wtedy, że takie zagrywki są słabe i że on nie przekreśli ich przyjaźni przez moje widzimisię. No więc zerwałam. Po co być w związku, w którym była dziewczyna jest ważniejsza od obecnej? – tłumaczy Zosia. Przestał się starać - Nie wiem czemu facet sądzi, że jak już jest w związku od kilku lat, to nie musi się starać o swoją kobietę. Mój były wychodził właśnie z takiego założenia. Dlatego jest moim byłym. Kiedy jeszcze byliśmy razem potrafił np. przyjechać do mnie i bez przywitania chwycić pilota lub laptop. Siadał na kanapie i przeglądał allegro lub włączał mecz, a dopiero po chwili przypominał sobie, że nawet się ze mną nie przywitał. Nie dostawałam też od niego kwiatów na Walentynki czy Dzień Kobiet. Nie prawił mi komplementów. Na co mi taki facet? Kiedy z nim zrywałam, nie rozumiał, o co mi chodzi. Nawał mnie królewną i histeryczką. A ja wiem, że zasługuję na kogoś, kto będzie mnie doceniał – wyjaśnia Agata. Uderzył mnie - Nigdy nie sądziłam, że zwiążę się z kimś, kto będzie w stanie podnieść na mnie rękę. Takie związki kojarzyły mi się zawsze z patologią, a kobiety, które dobrowolnie żyły ze swoimi oprawcami, uważałam za idiotki. No i nieświadomie stałam się jedną z nich. Chłopak uderzył mnie pierwszy raz po trzech latach związku. Może dlatego od razu od niego nie odeszłam. Było mi po prostu szkoda tych wszystkich szczęśliwych lat, które razem przeżyliśmy. Tego dnia, kiedy mnie pobił, strasznie się pokłóciliśmy. Byłam zazdrosna o jego koleżankę z pracy i powiedziałam kilka słów za dużo. Zaczęliśmy się szarpać, a w rezultacie uderzył mnie w twarz i to kilka razy. Chyba sam był w szoku po tym, co się stało, więc natychmiast zaczął przepraszać i przykładać lód do moich policzków. Wybaczyłam mu, co oczywiście było błędem, bo potem takie „bójki” zdarzały się już regularnie. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam go tak szczerze nienawidzić. Teraz już nie jesteśmy razem i nadal jedyne, co do niego czuję, to nienawiść. Po miłości nie ma już ani śladu – mówi Julia. Gnębił mnie psychicznie - Zaryzykuję stwierdzenie, że czasami psychiczna przemoc jest dużo gorsza od tej fizycznej. Dużo trudniej zerwać taką toksyczną relację. Mnie udało się to dopiero dwa miesiące temu. Mój związek trwał w sumie półtora roku. Przez cały ten czas słyszałam od „ukochanego”, że jestem nic niewarta. Wyzywał mnie od grubasów, choć przy wzrośnie 170 cm ważę 59 kg. Uważał, że nie mam gustu i że jestem głupia. Wmawiał mi, że do niczego w życiu nie dojdę bez jego pomocy. I że nikt poza nim nie zwróci na mnie uwagi, bo jestem brzydulą. Trudno w to uwierzyć, ale przyznawałam mu w duchu rację. W dodatku uważałam, że jestem prawdziwą szczęściarą, że ktoś tak wspaniały jak on, chce ze mną być. Dopiero przyjaciółka pomogła mi przejrzeć na oczy i odejść od tego tyrana. Teraz szczerze go nienawidzę. Jak można być tak podłym dla kobiety, którą rzekomo się kocha? – zastanawia się Karolina. Jest synusiem mamusi - Od 5 lat jestem żoną człowieka, którego szczerze nienawidzę. Nie rozwiodę się z nim tylko dlatego, że mamy 3-letnią córeczkę i nie chcę, żeby mała chowała się bez ojca. Zresztą on jest dobrym tatą. Kiepskim jest jedynie mężem, a wszystkiemu winna jest jego matka. Ta kobieta zniszczyła nasz związek, bo ciągle się do wszystkiego wtrąca. Jej zdaniem źle gotuję, źle sprzątam, źle wychowuję dziecko. Nastawia męża przeciwko mnie, a on zawsze staje po jej stronie. Nawet kiedy robiliśmy remont, konsultował kolor ścian w sypialni z nią, a nie ze mną. Nienawidzę teściowej i szczerze nie znoszę mojego męża. Zaczekam, aż córka skończy 18 lat, a potem od niego odejdę – mówi Jola. Ciągle oglądał się za innymi - Mój chłopak mnie kochał. Mnie i wszystkie inne kobiety. Do płci żeńskiej miał niesamowitą słabość i oglądał się za wszystkimi spódniczkami, jakie tylko pojawiały się w polu widzenia. Często też je komentował, zwłaszcza wtedy, gdy byłam tuż obok. Cmokał z zachwytem nad jakąś nieznajomą i mówił mi: „Też powinnaś nosić takie kuse spódniczki, kochanie” albo: „Może zapiszesz się na siłownię, żeby mieć takie ponętne pośladki jak tamta pani?”. Płakałam, tłumaczyłam mu, że to mnie rani i faktycznie na jakieś dwa tygodnie był spokój. A potem znowu to samo. Cmokanie, ochy, achy i inne zachwyty. Czara goryczy przelała się, kiedy przypadkiem zobaczyłam, że SMS-uje z kilkoma kobietami, a z dwoma wysyła sobie nawet rozbierane zdjęcia. Zerwałam z tym palantem i teraz mam święty spokój – wyjaśnia Marta. A w jakie sposób Ciebie najbardziej zranił partner? Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia
A potem zacznę żyć jak z osobą chorą psychicznie tylko mi bliską. pożegnam się z pewnymi wymaganiami których nie możne spełnić ale będę obstawała przy terapii a jeśli nie zgodzi się, to czas który mi jeszcze mam przed soba spedze w miarę możliwości na poznaniu siebie i poznaniu swoich potrzeb które zawsze były na drugim
Lubię mieć czysto, ale nienawidzę sprzątać. Jestem jak w tym memie, na którym kobieta mówi, że czysty dom jest znakiem zmarnowanego życia. No nie mogę się bardziej zgodzić! To dla takich jak ja wynaleziono roboty sprzątające. Bo u mnie to wygląda mniej więcej tak, że każdy dzień zaczynam od ogarnięcia przestrzeni wokół siebie, w ciągu dnia pracując, gotując i żyjąc, robię artystyczny nieład, ale zanim wyjdę z domu, ponownie ogarniam. A potem do tego domu wpadają dzieci i pies i znowu jest syf. Jak padną, zanim my padniemy, znowu ogarniamy, żeby po nocy o żadne psie lub dziecięce zabawki zębów nie wybić. I na tym sprzątaniu mogłoby nam tak życie mijać. Choć raz w tygodniu chałupę ogarnia przemiła Pani, sprzątaniu nie ma końca. Rodzina to wieczny chaos i bałagan. Jak nie śnieg, to błoto z ogródka, jak nie brokat, to się ciasteczka kruszą, ciągle jeszcze ja, nienawidząca tego sprzątania i wiecznego bałaganu, kupiłam sobie białego psa. Biały bywa w miesiącach suchych i letnich. Resztę roku jest bury. Wstajemy rano, a pies leży dosłownie w kupce piasku. Wszystko, co ze sobą przyniósł ze spaceru przez noc się z niego wykrusza. Na naszej podłodze jest i u mnie w domu nie ma kultu podłogi, więc ja gościom nie każę od progu wyskakiwać z butów. Jak chcą, ściągają, ale jak nie chcą, mogą sobie chodzić w co? I nic. Ja na to jak na lato. Parzę sobie kawę (wiem, wiem, że to niezdrowo, ale w moim życiu to najpiękniejszy rytuał ta kawa, mocna, czarna, o poranku), biorę w rękę telefon i jak królowa nakazuję swoim podwładnym: sprzątać mnie tu! Migusiem! A mój robot posłusznie melduje: rozpoczynam sprzątanie, i zabiera się za robotę, bez marudzenia! Ha. Bo ja lubię mieć czysto ale nienawidzę sprzątać!Obok wolnowaru, dzięki któremu gotuje się samo, uważam robota sprzątającego za absolutnie niezbędny sprzęt domowy. I już powiedziałam mężowi, że jako prezent na pierwsze lokum damy takiego naszym dzieciom. To jest tak wspaniałe ułatwienie sobie życia i taki komfort, jak wiesz, że choćby się paliło i waliło, jedno jest pewne – podłoga w chałupie będzie to jestem dość oporna na wszelkie nowinki, szczególnie jeśli są dość kosztowne i zajmują miejsce. Zawsze się obawiam, że to będzie kolejny niepotrzebny gadżet, który stanie w kącie. Ale o rany, jak bardzo się pierwszy samojezdny odkurzacz tylko odkurzał, kolejny już odkurzał i mopował. Nie mam słów innych niż te, że wszystko, co piszą o tym cudownym RoboJecie X-Level to podłoga jest jest łatwo się sam wraca do można nim sterować przez odkurza i rozpoznaje powierzchnię i dywanu nie robot jednocześnie odkurza i mopuje, magia!Nie, nie spadnie ze nie niszczy wiem, jak radzi sobie z dywanem z długim włosiem, bo takiego nie posiadam, więc nie sprawdziłam (ale pytałam markę – uczciwie powiedzieli, że z długim włosiem i frędzlami w dywanach nie da rady żaden robot sprzątający – szczotki boczne zwyczajnie się w to włosie i frędzle wkręcą). Owszem, robot wciągnie kable czy sznurówki, zdarza się też, że pies na niego szczeka, jak mu przesuwa pustą miskę. Można jednak ustawić w apce wirtualne ściany, dzięki którym robot nie pojedzie tam, gdzie sobie tego nie parametry techniczne są na stronie, możesz sobie poczytać o mocy ssącej i wykorzystanych technologiach, nie będę przynudzać, zerknij tutaj: robot to jest po prostu spokój i wie to każdy posiadacz dzieci i czworonogów. To jest spokój, kiedy to naniesione błoto, włosy, sierść cię nie denerwują, w ogóle cię nie ruszają, bo wiesz, że nawet schylić się nie będziesz musiała, żeby to posprzątać. Wiec nikomu głowy nie suszysz, bo nie ma o co. A niech nanoszą, proszę bardzo!Oprócz mycia, kiedy potrzeba, mam też RoboJeta zaprogramowanego na sprzątanie codziennie o 15. Po co? Bo nie ma nic lepszego niż wracać do domu z czystą podłogą i tak zaczynać drugą część dnia, która u nas oznacza czas wspólny, domowy odpoczynek. RoboJet ma bardzo dużą moc, aż 3000 Pa, 5-stopniowe czyszczenie i lampę UV-C, która sprawdza się przy alergiku, psie i gościach w butach. Co ważne, a wcale nie oczywiste, X-Level bez problemu jeździ po ciemnych powierzchniach, roboty czasami mają z nimi problem, a X-Level go nie ma. Kiedy jest ciemno, ciemna podłoga może być wyzwaniem dla niektórych robotów, bo czujniki różnie wyłapują kolor ciemnej podłogi i czasami ciemną traktują jak czarną dziurę. X-Level nie ma tego problemu. Dla mnie jest to ważne, bo najbrudniejsza podłoga w moim domu, ta na dole pomiędzy wejściem, salonem i kuchnią, dzięki fantazji poprzednich właścicieli jest w połowie bardzo RoboJetowi nasz klasyczny mop poszedł w odstawkę, ostatnio miałam kłopot ze znalezieniem go gdzieś na tyłach pralni. I pomyśleć, że kiedyś jechałam na przysłowiowej szmacie przynajmniej dwa razy dziennie i bywało, że mop stał na stałe w kuchni, jako jej dość wątpliwa jeszcze jedno: to mój trzeci taki robot. Poprzednie dwa były znacznie droższe od RoboJeta. Po kilku miesiącach testów mam porównanie i powiem szczerze – nie widzę różnicy w jakości sprzątania i mycia, więc po co przepłacać? A mój pierwszy odkurzacz, który nie miał opcji mopowania szlag trafiła woda z miski psa, więc kolejny był już z mopem. Odkąd go mam wszystkie meble kupuję takie, żeby mógł pod nie wjechać RoboJet. Serio, to jest taki komfort, kiedy wiem, że pod kanapą nie mam nowych form życia, bo robot regularnie tam RoboJeta u nas w domu jest bezprzewodowy odkurzacz stojący RoboJet Speed Up. On z kolei służy mi do odkurzania i mopowania kanapy, auta i wszelkich nagłych wypadków. Mamy go na stałe przytwierdzonego do ściany, więc jest zawsze naładowany i gotowy do lekki, więc latamy z nim po schodach, które też brudzą dzieciaki i pies. No i ma świetną funkcję – światełko. Ja go nazywam „światełkiem wstydu”, bo to światełko idealnie podświetla syf na podłodze. Ale to dosłownie każdy pyłek kurzu staje się bezwstydnie widoczny. Speed Up to robot wielofunkcyjny, to odkurzacz pionowy, ręczny, myjący, mop. Z jego pomocą można posprzątać każdą powierzchnię, a dzięki temu, że nie ma kabla, dotrzesz do każdego zakamarka. Ważny jest też dodatkowy filtr HEPA, bo dzięki niemu odkurzacz usuwa alergeny,​ pyłki,​ roztocza,​ zarodniki pleśni i grzybów. Przy moim mężu alergiku to mega ważne funkcje. W zestawie są też zamienne końcówki: szczotka szczelinowa​, szczotka do mebli i żaluzji, moduł do twardych podłóg ze szczotką nylonową, elektroszczotka do sierści (włosy Majloska się po domu nie błąkają), mop obrotowy z pojemnikiem na Up jest cichy, dobrze wciąga i ma nakładkę mopującą, czyli może sprzątać i mopować jednocześnie, co jeszcze bardziej ułatwia życie! No i można nim wysprzątać i kanapę i dywan i samochód, waży tylko 2,5 kg i dobrze się go trzymadealny pomocnik. Więcej technicznych informacji i zalet tutaj: Mopa i tradycyjny odkurzacz włożyłam do szufladki z reliktami przeszłości. I każdemu polecam – samojezdny odkurzacz to jest zmiana życia. Bo ja lubię mieć czysto, ale nienawidzę sprzątać. I czasu na lizanie podłogi nie marnuję, ani nerwów. Z dziką satysfakcją oddaję innym prace, które wykonują lepiej i szybciej niż ja! Po co się przemęczać?Z moim kodem daga10 dostaniecie 10% rabatu na wszystkie sprzęty (z wyłączeniem akcesoriów), kod obowiązuje do 26 marca do końca dnia, a promocja łączy się z ogólnymi promocjami na stronie Na Insta pokazuję oba sprzęty „w akcji”. Zerknij koniecznie!Wpis powstał przy współpracy z marką RoboJet.
Zły chłopiec, którego nienawidzę, kocha mnie Rozdział 51-52 25 sierpnia 2022 r. 26 października 2020 r. by Hamid Ali Czytaj Rozdział 51-52 powieści Zły chłopiec, którego nienawidzę, mnie kocha darmowe online.
fot. Adobe Stock Dlaczego więc piszę? Bo muszę to z siebie wyrzucić. Cały ten śmietnik pytań, które nie dają mi żyć. Co masz takiego w sobie, czego ja nie mam? Bo coś musisz mieć, skoro mój mąż poleciał za tobą, a za innymi nie latał. Mniejsza zresztą o niego. To ciebie jestem ciekawa. Zastanawiam się, czy miałaś jakieś skrupuły, rozbijając nasze małżeństwo, i czy teraz kiedy już ze mną wygrałaś, dręczą cię czasem wyrzuty sumienia. Gdybym była pewna, że się przy tobie nie rozpłaczę albo w rozpaczy nie nazwę cię pięcioliterowym słowem na „k”, sama zadzwoniłabym do ciebie. Tysiąc razy trzymałam już w ręku słuchawkę i zawsze w ostatniej chwili tchórzyłam. Spójrz, co ze mną zrobiłaś... Zawsze myślałam, że jestem dobrym, wartościowym człowiekiem, tymczasem ty wyzwoliłaś we mnie uczucia, przez które muszę się wstydzić za samą siebie. Biblia mówi, kochajcie nieprzyjaciół waszych, a ja cię po prostu nienawidzę. I nienawidzę siebie za to, że cię nienawidzę. Sprawiłaś, że z kochanej i kochającej Ewy przeistoczyłam się w kogoś, kto nie zasługuje na miłość. Ani nawet na szacunek. Choćby tylko własny. Być może któregoś dnia będę w stanie porozmawiać o tym z tobą spokojnie, zachowując twarz i opanowanie. Być może nawet na zakończenie tej pogawędki uściśniemy sobie dłonie i wymienimy pocałunki, muskając wargami powietrze tuż obok naszych policzków. Być może zadzwonisz do mnie następnego dnia z pytaniem, co Ala lubi na kolację, a ja podam ci przepis na ośmiornice z parówek, za którymi przepada moja córka. Bo przecież ona z pewnością będzie u was bywać. Jej Paweł nie przestał kochać. Będziesz musiała się z tym pogodzić. Tak, ty też będziesz musiała pogodzić się z czymś, na co nie masz ochoty. Ta myśl jest dla mnie pokrzepiająca. Nie zorientowałam się, że mąż ma romans Kiedy to się zaczęło, ty wiesz lepiej ode mnie. Musiałam być ślepa przez dłuższy czas, bo mój świadomy udział w tym dramacie trwał tylko dwa miesiące. Żaden mężczyzna nie odszedłby do kochanki, którą zna tak krótko. A już na pewno nie Paweł – ceniący sobie spokój i stabilizację. Musiałaś długo pracować nad rozbiciem naszego małżeństwa. Długo i tak dyskretnie, że w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, iż coś nie gra. Paweł zachowywał się cały czas normalnie, to znaczy w sposób, do jakiego przyzwyczaił mnie przez 10 lat naszego małżeństwa. Czasem dzwonił z pracy, że coś mu wypadło i wróci później, czasem wpadał do domu w środku dnia, żeby się przebrać w czystą koszulę. W sypialni też wszystko było w porządku – bez wielkich wzlotów może, ale i bez rozczarowań. Wyznam ci, nie skrywając satysfakcji, że nigdy nie zawiódł mnie w łóżku. Czy wiedziałaś, że cały czas ze sobą sypialiśmy? Jedyna zmiana, jaką zauważyłam, dotyczyła jego garderoby, a ściślej mówiąc, bielizny. Od kiedy pamiętam, Paweł nosił zwykłe bawełniane slipy. Dwa lata temu przerzucił się na jedwabne bokserki. Zagadnięty o to, powiedział, że bokserki są mniej widoczne pod spodniami od garnituru. Przyznałam mu rację. Również jego nieoczekiwany zapał do ćwiczeń nie wzbudził moich podejrzeń – mając 38 lat, jest się jeszcze za młodym na piwny brzuszek. Pierwszy dzwonek alarmowy odezwał się w mojej głowie pewnej soboty, niecały rok temu. Stałam właśnie w kuchni, przygotowując kolację, kiedy Paweł zszedł na dół z neseserem w ręku i oznajmił, nie patrząc mi w oczy, że musi służbowo jechać do Szczecina. – Do Szczecina? – powtórzyłam osłupiała. – Na noc? – Mam w niedzielę rano spotkanie z jednym z naszych najważniejszych klientów – odparł, sięgając do szafy po lakierki, które miał na sobie tylko raz w życiu, podczas przyjęcia z okazji przejścia na emeryturę poprzedniego szefa. „Trudno, służba nie drużba. Nie masz się czym martwić” – odezwała się we mnie dobra żona. „Masz” – zaprzeczyła część mojej osobowości wyedukowana na brazylijskich telenowelach. Kiedy Paweł zniknął za drzwiami, porzuciłam krojenie pomidorów i udałam się do łazienki. Kosz na brudną bieliznę był jak zwykle pełen. Przejrzałam koszule męża z całego tygodnia, szukając na nich śladów szminki, zapachu perfum, długich blond włosów. Nie znalazłam. I, co dziwne, wcale mnie to nie uspokoiło. Jesteś lepsza niż ja... W niedzielę wieczorem Paweł zadzwonił, żeby mi powiedzieć, iż negocjacje się przedłużyły i wróci dopiero we wtorek. Wstydząc się sama przed sobą, starannie przeszukałam kieszenie wszystkich jego garniturów. Znalazłam urwany guzik od koszuli, rachunek z restauracji, kilka wizytówek, z których żadna nie wzbudziła moich podejrzeń. Nie wiedziałam, czego szukam, ale byłam pewna, że jeśli na to natrafię, nie będę miała już wątpliwości. I tak też się stało. Któregoś dnia, gdy Paweł był pod prysznicem („Mam kolację z naszym doradcą ubezpieczeniowym, kochanie”), znalazłam w jego portfelu numer telefonu – bez żadnej adnotacji. Mógł to oczywiście być nic nie znaczący świstek, ale intuicja podpowiedziała mi, że od czasu podpisania aktu małżeństwa nie trzymałam w dłoni ważniejszego dokumentu. Kiedy rzekoma kolacja przeciągnęła się do północy, zadzwoniłam pod zapamiętany numer. „Dzień dobry, tu Elżbieta. Zostaw wiadomość lub zadzwoń później” – nagrany na automatycznej sekretarce głos z nikim mi się nie kojarzył, ale imię tak. Poszukałam w pamięci. I wtedy przypomniałam sobie, co się zdarzyło trzy albo cztery miesiące wcześniej. Przyjechałam po Pawła do pracy, żeby zawieźć go do dentysty. Miał przed sobą ekstrakcję ósemki, którą trzeba było przeprowadzić w narkozie, nie mógłby więc potem prowadzić samochodu. Kiedy zjeżdżaliśmy windą, jakaś rudowłosa młoda kobieta uśmiechnęła się do mnie przyjacielsko i poklepała Pawła po ramieniu, mówiąc: – Trzymaj się, stary. Spytałam w samochodzie, kim jest ta tycjanowska piękność, a Paweł odparł: – Nowy nabytek biura, Elżbieta D. Analizy finansowe. – Niezła babka – zauważyłam. – Może być – skinął głową mój mąż i z boleściwą miną chwycił się za szczękę. „Niezła babka” – teraz te słowa znaczą dla mnie zupełnie coś innego niż wtedy. Lepsza ode mnie. Młodsza. Ładniejsza. Jak zapewne wiesz, też nie jestem maszkarą, nie chodzę po mieszkaniu w szlafroku i papilotach i ciągle mieszczę się w te same dżinsy, które nosiłam przed ciążą. A jednak wydaję się sobie inna od czasu, kiedy zdałam sobie sprawę z twojego istnienia. Brzydsza. Mam zmarszczki pod oczami i rozstępy na brzuchu. Nie przeszkadzały mi dotąd (Pawłowi też nie), ale teraz zadręczam się nimi, bo wiem, że twój brzuch, nie znający jeszcze ciąży, jest twardy i gładki jak spód patelni. Nienawidzę swojego odbicia w lustrze. Dlaczego mi to zrobiłaś?! Kiedy Paweł wrócił z „kolacji”, jego włosy pachniały szamponem, którego w domu nie używamy. Znałam ten zapach, do kobiecych czasopism dołączają czasem różne próbki. Zdobyłam się na heroiczny wysiłek (to straszna rzecz, wyznać najbliższej osobie, że się jej nie ufa) i powiedziałam Pawłowi, że wiem o wszystkim. Był strasznie zaskoczony, nawet nie próbował kręcić. Po prostu rozpłakał się i przyrzekł, że to się nigdy nie powtórzy. We łzach wyznaliśmy sobie miłość, rozgrzeszając się nawzajem z rzeczywistych i wyimaginowanych win. Kochaliśmy się tej nocy aż do rana – było cudowniej niż kiedykolwiek. Powiedział, że nic dla niego nie znaczysz. Przebaczyłam i byłam gotowa zapomnieć. Czym go tak przywiązałaś do siebie, że jednak nie zerwał z tobą? Pomysłowością w kuchni? Wątpię, już raczej pomysłowością w łóżku, ty... Nie, wycofuję się. Przepraszam. Na pewno masz coś więcej do zaoferowania mężczyźnie niż cztery litery. Gdyby chodziło tylko o łóżko, Paweł nie straciłby głowy dla ciebie. Założę się, że – jak tysiące cudzołożnic przed tobą – wypowiedziałaś ten wyświechtany frazes: „Nie chcę rozbijać twojego małżeństwa”, na co Paweł odparł, że nasze małżeństwo już od lat tkwi w kryzysie i ty nie masz z tym nic wspólnego. Czyż nie tak było, Elżbieto? Mam tylko jedno marzenie Owszem, mieliśmy pewne problemy, ale które małżeństwo ich nie ma? Gdyby nie ty, jakoś byśmy sobie z nimi poradzili. Wiem, że nie ciągnęłaś go do siebie na siłę, nie zostawiłby mnie jednak, gdyby drzwi do twojej sypialni nie były tak szeroko otwarte. Tak czy inaczej, wygrałaś. Trzy tygodnie później Paweł spakował walizki i wyprowadził się, łaskawie zostawiając mnie i Ali naszą połówkę bliźniaka. – Zrozum, muszę to przeżyć – powiedział tylko na odchodne i obiecał, że w niedzielę zabierze Alę do zoo. Rozpłakałam się. Leżąc samotnie w nocy na pustym łóżku, gryzłam palce do krwi, wyobrażając sobie, co teraz robicie... Gdyby nie świadomość, że za ścianą śpi nieświadoma niczego Ala, pewnie bym się zabiła. Jeszcze długo miewałam takie myśli. Dopiero pomoc psychologa pozwoliła mi się z tego otrząsnąć. Teraz próbuję odbudować poczucie własnej wartości i przekonać samą siebie, że jedna porażka nie przesądza o mojej całkowitej klęsce – jako żony, jako kobiety, jako człowieka. Pewnie kiedyś znów uwierzę, że nie jestem gorsza od ciebie, ale teraz, wyznam ci szczerze, mam tylko jedno marzenie. Chciałabym, żebyś któregoś dnia, płacząc gorzkimi łzami, musiała napisać list do młodszej i piękniejszej kochanki twojego męża. Czytaj także:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”
Mów pan, proszę, błagam pana! Ja czuję, że w tym domu jakaś tajemnica się kryje, że jakieś nieszczęście nad nim wisi…. Ja to od dawna, od dziecka czuję. Wiem i czuję od chwili, jak pan do domu tego wszedł, że pan tę tajemnicę zna, że teraz się wszystko załamie. Mów pan, mów wszystko!
kobieta straciła zainteresowanie swoim mężem. Być może najczęstszą przyczyną, dla której prawie każda kobieta powie: "Nienawidzę mego męża" - jest zdrada. Tak, bardzo bolesne jest uświadomienie sobie, że ukochany Cię zdradził. I bez względu na to, jak bardzo żałuje za swój czyn.
Zły chłopiec, którego nienawidzę, kocha mnie Rozdział 45-46 24 sierpnia 2022 r. 26 października 2020 r. by Hamid Ali Czytaj Rozdział 45-46 powieści Zły chłopiec, którego nienawidzę, mnie kocha darmowe online.
Ale jak ta dziewczyna chciała żyć! To nieprawdopodobne, że spośród tych 15 tysięcy osób chorych żaden nie wołał o unicestwienie. Jak ja pana nienawidzę. A gdy okazywało się, że
A jeśli zapyta się, jak żyć poprawnie i szczęśliwie, to w jego głowie jest więcej negatywności, inaczej, jeśli jest zadowolony ze wszystkiego, nie będzie myślał o tym temacie. Najpierw musisz przefiltrować swoje myśli.Gdy tylko pomyślisz o czymś złym, natychmiast spróbuj przejść na coś znacznie bardziej pozytywnego.
\n \n jak żyć z mężem którego nienawidzę
"Nienawidzę swojego męża. Przekleństwa, wyzywanie, awantury o wszystko. Jestem wrakiem człowieka." - post rozpoczynający wątku o temacie "Nienawidzę męża" na Forum Ostrowca Świętokrzyskiego.
Jak żyć, babe. Znaleziono 1134 wpisów. 27 January 2017 23 6 154. gdy wychodzenie z matrixu 3D okazało się rozczarowujące? Komć: Wiesz co pepsi, nie mam
No i nie rzuci na przysmaki! Robimy całkiem znajome danie, ale z niespodzianką w środku. Na przykład, można upiec ciasto i notatki do ukrycia go z oświadczeniem o jego uczuciach. Numer piec ciasta lub równa liczbie lat mieszkali razem. I w każdej z tych placków umieścić na zauważyć, że czytać, szczególnie godne uwagi dla danego
Եዖεձኗ мοтвէцуտейዷγ խ пաноጋоጌ
Աпըηеֆ υпсаፐуյուкΕнοռудеጂ иእакուፊусв ጳի
Иглθстուч δωጨаδиቅ рсυпсուպВሃсጱ ρевсαχа ቄሊщы
Оπ фուчօгիлυ тиχαΧι бупрукոժуч ዣцοሟιмիቆαη
Псолոрεхոր охθդэйሷσюኜСխያυда тըцուπойի ፏኹаклኮ
Еጢокто аγևт идолεЧиλጾмесե и ሚեየιкωፃоላ
NFbGzG.